czwartek, 24 lipca 2014

Złoty Maraton 2014 - relacja

Życiówki chodzą parami!

Złota Maratonka i Złoty Półmaratończyk :)
To był dobry start. 5:42:48! Byłam 7. w swojej kategorii wiekowej (K30) i 11. w kategorii open kobiet. Mój cel na ten bieg został osiągnięty - nie biesiadowałam na bufetach (może dlatego, że były ich raptem trzy?!) i nie miałam żadnych problemów z odciskami na stopach. Różne z tego można wysnuć wnioski. Np., że jak się szybciej biegnie to się mniej chce jeść :) Czułam moc tego dnia, trasa była bardzo przyjemna - mimo fragmentów pod gołym niebem, gdzie słońce dawało mocno w kość! Ale atmosfera wokół całego II DFBG była tak fantastyczna, że również dzięki temu tak dobrze wystartowałam.
Cieszyłam się biegiem i tym, że robimy to razem z Grzegorzem, który debiutował w biegach górskich i widziałam, że mu się podoba. Ilekroć startujemy wspólnie to mam lepsze czasy i większą frajdę :) Fajnie było słyszeć jego okrzyki ilekroć mnie doganiał na zbiegach. Spryciarz prosił wtedy o łyka wody (sam biegł bez). A miało być zupełnie inaczej - to on miał dźwigać nasz biegowy suchy prowiant. Okazało się jednak, że kieszonka w męskich spodenkach biegowych służy do czego innego. I nie zgadniecie do czego, więc nie budując zbędnego napięcia napiszę wprost - do zaczepiania innych biegaczy, którzy mają taką samą kieszonkę (vide scena z wyjazdu sylwestrowego, gdy chłopcy rozciągając się po biegu podziwiali nawzajem swoje... kieszonki!). Kto by pomyślał...

Ostatni (kiedyś!) będą pierwszymi :)
Wracając do Złotego Maratonu - rangę biegowi dodawało to, że były to Mistrzostwa Polski w Długodystansowym Biegu Górskim. Na starcie stanęła śmietanka naszej sceny biegowej, a cały Festiwal zgromadził zawodników godnych podziwu. Byłam podekscytowana! I już wiem, że za rok chcę się zmierzyć z trasą ultra. Może nie od razu z tą 240 km..., aczkolwiek w tej kwestii to nigdy nic nie wiadomo.
Przed startem obawiałam się tego strasznego upału, który dzień wcześniej zdziesiątkował zawodników trasy Biegu 7 Szczytów i Supertrail 130. Obserwowałam ich zmagania i słuchałam komentarzy, i wszyscy byli zgodni - żar lejący się z nieba był bardziej zabójczy i wyczerpujący niż strome podbiegi i ilość kilometrów. W efekcie oba biegi ukończyła garstka zawodników, a ja zastanawiałam się co to będzie w sobotę, kiedy w największym słońcu przyjdzie mi biec maraton... I, o dziwo, upał mi na szczęście tak bardzo nie doskwierał. Co prawda na każdym z trzech bufetów wypijałam ponad litr wody i izotonika, i zagryzałam jeszcze arbuzami oraz profilaktycznie polewałam głowę, a na końcu nawet siebie całą, dla ochłody. Ze sobą miałam 600 ml bidon i akurat na tym biegu mógłby być większy. Na trasie maratońskiej zlokalizowane były trzy bufety, więc jakiś własny większy zapas picia na kilkunastokilometrowe przeloty by się przydał!

Jak wyglądała trasa? Dokładny przebieg możecie sprawdzić tutaj, a poniżej prezentuję informacje o punktach żywieniowych i jej profilu.

źródło: www.dfbg.pl

Do pokonania mieliśmy pięć podbiegów, z czego dla mnie najżmudniejszym był ten od ok 22 km, czyli łagodnie pod górę. Ni to truchtać, ni maszerować..., a końca nie widać!

źródło: www.dfbg.pl
Pierwsza połowa trasy była bardziej przełajowa - wąskie dróżki, trochę skalnego podłoża, kawałek łąki i raczej jednokierunkowo. Ciężko było wymijać wolniejszych zawodników i każdy taki manewr trzeba było zapowiadać. Mój standardowy okrzyk to "lewa wolna!". Druga połowa to już zdecydowanie szersze ścieżki, ubite drogi a na koniec fragment asfaltu. Po jego miękkości można było poznać, jak gorąco musiało być w powietrzu!

Zdecydowanie rozkręcam się po 30. km - jedni wtedy czują ścianę, a ja dostaję skrzydeł! A największą werwę miałam dobiegając do mety i gdyby było nieco chłodniej to miałam tego dnia moc na więcej :) A wraz z tym na mecie uczucie niedosytu, że tak szybko zabawa się skończyła! Ale i wielkiej radości, że tak dobrze się czuję, że moje stopy nareszcie się zregenerowały i żadne plastry na odciski nie były potrzebne.

I uczucie znane z każdego startu w tym roku - chcę więcej i dalej!


Na koniec bieg uczciliśmy pamiątkowym zdjęciem w lądeckim amfiteatrze:

Mistrzowie Złoci!
Mam dużo dobrych wspomnień i wrażeń! Festiwalu - szykuj się - za rok here I come again!
[Ania]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co Ty na to? Podziel się z nami!