poniedziałek, 11 maja 2015

Chyżo na Durbaszkę - czyli festiwal biegowy w Szczawnicy

Po czym rozpoznać nałogowego biegacza? A ściślej mówiąc nałogową biegaczkę? Po tym, że tydzień po porodzie przez cesarskie cięcie zapisuje się na ponad dwudziestokilometrowy bieg górski, a dopiero po dokonaniu opłaty startowej zastanawia się jak to zrobi...

Do Szczawnicy przyjechaliśmy w nocy ze środy na czwartek. Tak wczesny przyjazd powodowany był przede wszystkim odległością, jaką dzieli Poznań od pienińskich szlaków. Nie wiedzieliśmy też jak najmłodszy członek teamu zareaguje na tak długi przykaz siedzenia w foteliku. Na szczęście poszło nad wyraz sprawnie.

W ramach festiwalu rozgrywane były cztery biegi - Niepokorny Mnich (96,5 km), Wielka Pehyba (43,3 km) - Mistrzostwa Polski w długodystansowym biegu górskim, Chyża Durbaszka (20,2 km) oraz  Hardy Rolling (6 km),

Nasza Chyża Durbaszka startowała o 10:30 w sobotę, dlatego mieliśmy aż dwa dni na aklimatyzację i rekonesans trasy.

Dystans jak i ilość przewyższenia Chyżej Durbaszki normalnie, w ciągu treningowym, nie zrobiłyby na mnie większego wrażenia, bo nie raz biegałam w górach na dłuższych i bardziej wymagających trasach. Jednak w związku z tym, że Alina przyszła na świat niecałe trzy miesiące przed startem, moje założenia odnośnie trasy nie były wygórowane. Chciałam zmieścić się w 2,5 godzinach. Wiem... W trzy miesiące to można już niezłą formę zbudować, a tu takie pobłażanie własnej osobie...

Trasa biegu wiodła przez rezerwat przyrody Biała Woda, ścieżką wzdłuż potoku mijając po drodze górujące nad doliną skały wapienne i bloki skalne. Następnie wbiegało (w moim przypadku człapało) się żółtym szlakiem na grań na przełęczy Rozdziele. Stąd już do końca bardzo przyjemnym, lekko wznoszącym, to opadającym niebieskim szlakiem. Początkowo granią Małych Pienin, z której roztaczały się niesamowite widoki - na Beskid Sądecki, Słowację, a przede wszystkim na ośnieżone Tatry! Na 12 kilometrze, w schronisku pod Durbaszką, znajdował się punkt żywieniowy, a tam woda, iso, coca-cola, banany, czekolada i pomarańcze. Dla mnie kubeczek coli i trzy łyki wody były spełnieniem marzeń! Najmniej przyjemny był odcinek prowadzący deptakiem nad Grajcarkiem. Na szczęście fragment po kostce  brukowej nie był długi (ok. 500-700 metrów) i nie popsuł ogólnego wrażenia :)

Na zdjęciu Marcin Świerc (Mistrz Polski w długodystansowym
biegu górskim) na tle Tatr. Nie, to NIE jest fotomontaż!
Gdybym chciała przekonać kogoś, kto nie miał jeszcze okazji biegać w górach do tego rodzaju aktywności, wybrałabym właśnie tę trasę, ten dzień i to towarzystwo (dziękuję Leszku za motywowanie i nawadnianie podczas biegu). Trasa, moim zdaniem, poprowadzona i oznaczona była rewelacyjnie, a widoki po prostu zapierały dech w piersiach. A to, że wszystkie trasy w pewnym momencie schodziły dla niektórych mogłoby uchodzić za minus trasy (mogło to generować tłok), dla mnie jednak być wyprzedzoną przez Marcina Świerca, Bartłomieja Gorczycę czy krzyczącego Kamila Leśniaka i możliwość chwilowego podziwiania sposobu ich biegania podczas zawodów, tylko dodało temu startowi smaczku.

Na mecie zameldowałam się planowo - 2:24:34.

Ania Celińska na szczęście mnie nie doszła. Złapałyśmy ją z Anią na wręczeniu nagród :)


Ania i ja z Mistynią Polski w długodystansowym biegu górskim
- Anną Celińską
Jedyne "ale" to brak sił na podbiegach. Gdybym więcej czasu poświęciła interwałom, skipom i przysiadom może uszczknęłabym z tego czasu kilka minut. Ale przynajmniej wiem nad czym muszę popracować przez najbliższe tygodnie...




Tak. Jestem uzależniona. Uzależniona od biegania. Od adrenaliny przed startem, uczucia euforii podczas biegu i szczęścia po przekroczeniu linii mety. Nie, nie zamierzam się leczyć i jeszcze raz "nie", nie zamieniłabym tej pasji na nic innego!




Ola



P.S.

To niesamowite że nie mam ŻADNEGO zdjęcia z trasy, a mój mąż i córka, którzy NIE BIEGLI obstawiają WIĘKSZOŚĆ galerii z biegu. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie! ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co Ty na to? Podziel się z nami!