poniedziałek, 19 stycznia 2015

Ciąża bez lukru, czyli to raczej nie jest artykuł dla mężczyzn. Część I

Do daty porodu wyznaczonej przez lekarza zostało mi już tylko kilka dni. Postanowiłam zatem podsumować to i owo, kiedy mam jeszcze na to czas. Wszyscy straszą mnie bowiem, że jak Mała się urodzi na nic nie będzie czasu… Jak to mam w naturze – powątpiewam…

39 tydzień ciąży - 12,5 kg na plusie
BILANS WAGOWY
Waga startowa – 55 kg (27 kwietnia 2014 r.)
Waga obecna – 67,5 kg (19 stycznia 2015 r.)

Matematyka mówi, że przytyłam 12,5 kg. Zgodnie z zapiskami w karcie przebiegu ciąży przyrost wagi wyglądał następująco:

  • 7/8 tc (tydzień ciąży) – 56 kg
  • 12/13 tc – 56 kg
  • 18 tc – 58 kg
  • 22/23 tc – 60 kg
  • 26/27 tc – 61 kg
  • 31/32 tc – 65 kg
  • 33/34 tc – 67 kg
  • 36 tc – 67 kg
  • 39 tc - 67,5 kg
Startowałam z wagą 55 kg, czyli moją wagą restową. Normalnie w maju ważę trochę mniej, bo ok. 52-53 kg. Waga spada mi dzięki dłuższym i bardziej intensywnym treningom, a także częstszym startom na początku roku. W maju 2014 r. ważyłam więcej, bo tak naprawdę od listopada 2013 r. do końca kwietnia 2014 r. znacznie ograniczyłam treningi, bo co tu dużo ukrywać - od dłuższego czasu funkcjonując normalnie chcieliśmy powiększyć z mężem rodzinę i się najzwyczajniej w świecie nie udawało. Za radą lekarza oboje trochę przystopowaliśmy… do kwietnia, bo dłużej nie daliśmy rady. Poziom frustracji spowodowany brakiem dwóch kresek na teście połączony z brakiem biegania sprawił, że na majówkę pojechaliśmy „wyżyć się biegowo” w Karkonosze. I tam zaszłam w ciążę. Pomimo, że codziennie przebiegaliśmy sporo kilometrów. Jak widać u nas poskutkowało wyluzowanie psychiczne, a nie ograniczenie treningów…

BIEGANIE W CIĄŻY
W najbardziej newralgicznym okresie ciąży – zagnieżdżanie się jajeczka w macicy – przebiegłam 55 km podczas GWiNTa, o którym pisałam TUTAJ. Nie wiedziałam jeszcze, że jestem w ciąży. Pewnie gdyby tak było odpuściłabym tę imprezę. Ze strachu. Tak było z Chojnik Maratonem. Pomimo opłaconego pakietu nie pobiegłam. Okrasiłam to łzami, marudzeniem i wściekłością. Wiedziałam, że jak po kolejnej wizycie u lekarza okaże się, że wszystko gra, wdrożę do mojego planu dnia co najmniej truchtanie, a miałam nadzieję, że normalne, może nie katorżnicze treningi.
I na szczęście od samego początku do teraz (odpukać w niemalowane) z Małą było wszystko dobrze. Dzięki temu pobiegłam z tatą i Julą w Pogoni za wilkiem, Biegu Pod Tysiącletnimi Dębami, czy III Biegu Libra – Biegaj z nami. Biegałam treningowo 1-2 razy w tygodniu przeplatając to aerobikiem, pilatesem, basenem i jogą. Oczywiście treningi odbywały się na dużo niższej intensywności niż te sprzed ciąży. Kierowałam się zasadą, by cały czas biegać w I zakresie, na niskim tętnie. By wyjście na trening było czystą przyjemnością, nie wyzwaniem, nawet gdyby oznaczało to bieganie metodą Gallowaya (marsz na przemian z biegiem). Obserwowałam swoje ciało, by nie przeoczyć żadnego niepokojącego sygnału.
Najtrudniejszym biegowo okresem był dla mnie przełom 6 i 7 mc (miesiąca ciąży). Spowodowane było to koniecznością częstego oddawania moczu. Do tej pory należałam do osób z serii „jak dwa razy dziennie zajrzę do toalety, to max”. W ciąży zmieniłam się w „każdy krzaczek jest mój”. Fakt to wstydliwy acz prawdziwy. Wówczas biegało mi się najgorzej. Nawet w ostatni piątek, pomimo już pokaźnego brzucha nie czułam takiego naporu na pęcherz jak w 6 mc.
Bieganie odpuściłam zupełnie w drugiej połowie grudnia 2014 r. Tak na wszelki wypadek, by Ala nie urodziła się pod koniec roku i nie była najmłodszym dzieckiem w klasie (takie moje widzimisie).
Ale już 3 stycznia 2015 r. wspólnie ze znajomymi witaliśmy „na biegowo” Nowy Rok. Spokojne 10 km wokół Rusałki było dla mnie wielką przyjemnością! Ba… w TAKIM towarzystwie :-)!
Jako, że planuję poród w moim rodzinnym mieście, którym nie jest Poznań, już od 7 stycznia siedzę rodzicom na karku i wypatruję symptomów porodu. Bez skutku. Ani truchtanie (obecnie po ok. 3 km co 2-3 dzień), ani aerobik (rano ABT, TBC, Cellulit Killer, Fitt Ball albo Body Shape, wieczorem Pilates albo zdrowy kręgosłup - tak, tak… mam kartę Multisport, fajny klub 3 minuty od domu i mnóstwo wolnego czasu…) nie chcą go przyspieszyć.

ĆWICZENIA W CIĄŻY
żródło: www.fabryka-formy.pl
Kiedyś już pisałam, że poza bieganiem bardzo lubię wszelkie formy aerobiku (poza tymi tanecznymi – ZUMBA, STEP – w których nie potrafię się odnaleźć). Całą ciążę chodziłam do różnego rodzaju klubów w Poznaniu i testowałam zajęcia i podejście instruktorów do kobiet ćwiczących w ciąży. Wnioski nie są zadowalające. Niestety. Ilość instruktorów wiedzących jak podejść do ciężarnej i jakie zamienniki ćwiczeń jej zaproponować, kiedy te dla całej grupy są nieodpowiednie, jest zatrważająco mała. Z czystym sumieniem mogę polecić Wam zajęcia Pilates, FitBall, Zdrowy kręgosłup, BodyArt i Stretching w Fabryce Formy Green Point Poznań, a także Pilates i Zdrowy kręgosłup w Fabryce Formy Kinepolis Poznań. Niestety tylko te dwa miejsca spośród wielu, które odwiedziłam, mają instruktorów, którzy jeśli zgłosisz im przed zajęciami, że jesteś w ciąży, nie wyproszą cię z sali (a i takie sytuacje mnie spotykały), tylko zrobią wywiad w którym tygodniu ciąży jesteś i dostosują zajęcia do twoich potrzeb.

PRZYDATNE GADŻETY DLA BIEGACZKI W CIĄŻY
Kiedy zaszłam w ciążę pomyślałam, że będzie to okazja do przetestowania różnego rodzaju nowinek technicznych ułatwiających bieganie. Myślałam też, że okupię się w jakieś designerskie ciuszki podkreślające krągłości, pasy podtrzymujące brzuch podczas biegu. A tu wielkie rozczarowanie… Całą ciążę przebiegałam w starych butach – na asfalt mam Saucony Triumph 3, które jak na złość nie chcą się rozlecieć, w teren – nieśmiertelne Walsh PB Elite X’Treme i Salomony XT Wings, które już na szczęście dogorywają. Garderoby też nie zmieniłam, bo i stanik Shock Absorber Run dał radę pomimo powiększonego o numer, może półtora biustu, choć muszę przyznać, że po treningu z przyjemnością go ściągam, by odetchnąć pełną piersią. I koszulki do biegania okazały się wystarczająco rozciągliwe. Nareszcie koszulki rozdawane w pakietach startowych zostały rozpakowane. Największy problem sprawiły mi spodenki. Latem podkradałam Mateuszowi jego Craft’y, które na niego są lekko za małe, a na mnie w ciąży idealne. Jesienią getry z Lidla z serii biegowej wzorowo zdawały egzamin, a do dziś są idealne na siłownię (mam wrażenie, że rosną razem ze mną... Teraz mam największy problem. Biegam w moich starych zimowych getrach, które zawijam pod brzuch, tak by go nie uciskały. Muszę wtedy jednak kombinować z dłuższymi koszulkami i kurtkami, żeby nie biegać z pępkiem na wierzchu… Ale jak to mówią „dla chcącego nic trudnego”. Gdyby jednak chcieć kupić sobie coś specjalnie na okres ciąży, to uwierzcie mi – jest słabo. Szukałam w Polsce – nic, w świecie – jakieś pojedyncze spódniczki, spodnie z szerszymi pasami. Generalnie BIEDA. Nie rozumiem dlaczego firmy produkujące odzież biegową nie dbają o coraz liczniejszą grupę klientów (klientek… precyzyjniej rzecz ujmując). Zastanawiające. Mam nadzieję, że jeśli zbliżający poród nie wpłynie na moje „dzieciowe plany”, to w drugiej ciąży będę mogła już wyglądać jak biegaczka w ciąży a nie jak biegaczka w ciuchach swojego męża… a ostrzegam wszystkich producentów, że nie planuję czekać z drugą ciążą całej dekady!
Pan Rogal
Jak widzicie z biegowych gadżetów nie mam nic. Z takich niebiegowych też nie mam dużo - wiadomo w pewnym momencie trzeba wymienić część garderoby. Najważniejszą dla mnie rzeczą jest jednak Pan Rogal. Bez niego spanie od 7-8 mc byłoby znacznie utrudnione. Szczerze polecam i już drżę kiedy będę musiała się z nim pożegnać - Pan Rogal nie jest lubiany przez mojego męża...

c.d.n...