wtorek, 29 lipca 2014

Bieg Pod Tysiącletnimi Dębami - dla każdego coś miłego

Już w najbliższy weekend - 2 sierpnia 2014 r. - w Kazimierzu Biskupim położonym niedaleko Konina odbędzie się wielkie święto sportu - X Bieg Pod Tysiącletnimi Dębami.


W ofercie tego mini festiwalu jest aż 9 wydarzeń sportowych dla każdego kto chce w sposób aktywny spędzić czas w sobotnie przedpołudnie. Znajdziecie tam zarówno biegi dla dzieci na dystansach 100 m, 200 m, 400 m i 800 m, rajd nordic walking na dwóch dystansach - 7 km i 13 km oraz biegi o długości 13 km i 21,1 km.

Dla tych co drwią!

Sponsorem niniejszego postu jest kolor różowy! Post z przymróżeniem oka - dla tych, co drwią z blogujących biegaczy, w szczególności dla jednego takiego uszczypliwca!

Go out, start creating and share your passion! 

Zaczęłyśmy pisać i będziemy pisały, bo sprawia nam to frajdę i parafrazując nieco Abradaba:

sobota, 26 lipca 2014

GWiNT Ultra Cross 2014 – moja prywatna droga przez mękę i (cichy ?) COMMING OUT


Wiem, że dawno nie napisałam żadnej relacji z biegu. Chyba należy Wam się kilka słów wyjaśnienia. 

Ostatni raz startowałam w biegu crossowym na dystansie 55 kilometrów 10 maja 2014 r. To już ponad 3 miesiące temu!

czwartek, 24 lipca 2014

Złoty Maraton 2014 - relacja

Życiówki chodzą parami!

Złota Maratonka i Złoty Półmaratończyk :)
To był dobry start. 5:42:48! Byłam 7. w swojej kategorii wiekowej (K30) i 11. w kategorii open kobiet. Mój cel na ten bieg został osiągnięty - nie biesiadowałam na bufetach (może dlatego, że były ich raptem trzy?!) i nie miałam żadnych problemów z odciskami na stopach. Różne z tego można wysnuć wnioski. Np., że jak się szybciej biegnie to się mniej chce jeść :) Czułam moc tego dnia, trasa była bardzo przyjemna - mimo fragmentów pod gołym niebem, gdzie słońce dawało mocno w kość! Ale atmosfera wokół całego II DFBG była tak fantastyczna, że również dzięki temu tak dobrze wystartowałam.

środa, 23 lipca 2014

Badwater - they are the champions!

Jeśli od dwóch dni śledziliście zmagania Polaków na trasie ultramaratonu Badwater135 i byliście bardziej dumni niż piekielna temperatura tam panująca to UWAGA UWAGA - można już PĘKAĆ Z DUMY!

Wszyscy trzej zawodnicy są już finiszerami!

Zbigniew Malinowski z czasem 42:57:31
Dariusz Łabudzki z czasem 42:57:31
Dariusz Strychalski z czasem 45:11:10

Wygląda na to, że dwaj pierwsi panowie od ok 75 mili biegli razem i razem dotarli na metę (miejsca 62. i 63.), która znajdowała się na szczycie Whitney Portal. Darek Strychalski uplasował się na 73 pozycji!

wtorek, 22 lipca 2014

Spaleni słońcem, czyli bieg Badwater

Wiem - tytuł tego posta mógłby mi posłużyć do zrelacjonowania II Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich. Zanim jednak opiszę, jak tam było gorąco, jak słońce paliło mocniej niż to sobie Michałkow kręcąc swój film mógł wyobrazić, przypomnę Wam, że właśnie trwa morderczy bieg Badwater.

Bieg, na dystansie 135 mil, czyli 217 km, o którym piszą, że jest najbardziej wymagającym i ekstremalnym biegiem na naszej planecie. Do niedawna rozgrywany w Dolinie Śmierci.

poniedziałek, 21 lipca 2014

FOREST RUN - poważna kandydatura na jesienny start


O biegu tym doszły nas słuchy już w maju, kiedy jedna z organizatorek - Agnieszka Korpal, uchyliła nam rąbka tajemnicy na temat planów organizacji na terenie Wielkopolskiego Parku Narodowego biegu dłuższego niż 10 km. Trzymaliśmy kciuki za pozytywny rozwój wydarzeń i jest! 20 września 2014 r. wystartuje pierwsza edycja biegu FOREST RUN!




czwartek, 17 lipca 2014

Złoty Maraton - II DFBG - startowy finisz półrocza 2014

Dziś rozpoczyna się II Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich. O 18:00 startują zawodnicy Biegu 7 Szczytów oraz Biegu Super Trail 130. Z dystansem 240 km zmierzy się po raz drugi już mój Biegowy Mistrz Zen - Jarek. Trzymam kciuki!

Cały festiwal zapowiada się rewelacyjnie. Organizatorzy zadbali o każdy szczegół i np. informacje o trasach i programie przygotowane są na najwyższym poziomie. Widać, że tę imprezę biegową organizują zawodnicy, którzy startują na całym świecie, podglądają najlepszych i co najfajniejsze - implementują te rozwiązania na naszej rodzimej scenie biegowej w godny podziwu sposób!

niedziela, 13 lipca 2014

Śniadanie Mistrzów

Lubię się zdrowo odżywiać, więc wszelkie przepisy na zdrowe i pożywne śniadania wypróbowuję od razu! Trochę jednak czasu minęło zanim znalazłam przepis na swoje startowe Śniadanie Mistrzów. Eksperymentowałam wcześniej z muesli, bułką z miodem, zupą mleczną z makaronem, bananami, ale żadna z tych opcji mnie nie zadowoliła, tj. nie odżywiała na tyle, bym czuła siłę do długiego biegu.

Na szczęście biegaczy z zacięciem kulinarnym jest coraz więcej i dzięki nim właśnie mam teraz do wyboru dwie wersje śniadań. Bardzo podobne, ale smakują mi bardzo, dają pole do fantazyjnych modyfikacji i co najważniejsze - po nich mam moc!

Pierwszą inspiracją dla moich biegowych śniadań był Scott Jurek - odkąd przeczytałam jego książkę "Jedz i biegaj". Scott jest weganem, więc aby dostarczyć swemu organizmowi wszystkie odżywcze składniki, niezbędne przy uprawianiu sportu, musi dbać o różnorodną dietę. Dlatego proponuje naleśniki, które składają się z aż 8 zbóż! W naszej wersji kulturowej powinny się nazywać racuchami lub plackami, bo nie są to okrągłe wielkości patelni naleśniki, ale sporo mniejsze (na patelnię wchodzi ok 5 sztuk).

Naleśniki Scotta Jurka (brzmi jak przepis z książki kucharskiej Kubusia Puchatka, prawda?)

Składniki:
  • ¼ szklanki mąki pszennej razowej
  • ¼ szklanki mąki orkiszowej
  • ¼ szklanki mąki żytnej
  • ¼ szklanki mąki gryczanej
  • ¼ szklanki mąki kukurydzianej
  • ¼ szklanki mąki jęczmiennej
  • ¼ szklanki mąki z prosa
  • ¼ szklanki mąki owsianej
  • łyżeczka mleka kokosowego
  • 2 szklanki mleka ryżowego: szklanka ugotowanego ryżu+3-4 szklanki wody+1 łyżka oleju słonecznikowego+szczypta soli morskiej - wszystkie składniki miksujemy w blenderze kilka minut na najwyższych obrotach, do uzyskania kremowej konsystencji.
  • ¼ szklanki zmielonych ziaren szałwii hiszpańskiej (zwanej też ziarnami chia lub siemienia lnianego, jeśli nie macie szałwi)
  • oliwa z oliwek
  • 2 łyżki syropu z agawy lub klonowego lub miodu
  • ekstrakt z wanilii opcjonalnie
  • pokrojone truskawki 1 i 1/2 szklanki lub inne owoce, które lubicie, mogą też być mrożone
  • szczypta soli
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
Scott radzi, by naleśniki zrobić tak:
"Wsyp wszystkie rodzaje mąki, ziarna, proszek do pieczenia i sól do miski. Dodaj mleko, oliwę, syrop i wanilię i dobrze wymieszaj. Dodaj truskawki. Wlej olej na patelnię i rozgrzewaj go trzy do pięciu minut na średnim lub małym ogniu – olej będzie gotowy, kiedy wlana do niego kropla wody zacznie skwierczeć. Wlej na patelnię połowę do trzech czwartych szklanki ciasta. Smaż, aż spód naleśnika się zrumieni, a na wierzchu pojawią się bąble, wtedy przewróć naleśnik na drugą stronę. Naleśniki podawaj polane syropem bądź ulubionym sosem owocowym".
[„Jedz i biegaj” Scott Jurek, wyd. Galaktyka]

Moje uwagi do tego przepisu:
  • najtrudniejszy jest pierwszy krok - zakupy, ale jak już się z tym uporasz, tj. zgromadzisz wszystkie składniki to starczą na sporą chwilę;
  • wszystkie mąki wymienione w przepisie oraz szałwię hiszpańską można kupić w Polsce, ja kupuję przez internet w tym młynie, ale dostępne są też w innych tego typu sklepach internetowych oraz w stacjonarnych sklepach ze zdrową żywnością;
  • sok z agawy można zastąpić miodem;
  • ziarna szałwii mielę w ręcznym młynku do przypraw, trochę ciężej jest w moździeżu, gdzieś wyczytałam, że zamiast mielenia można uprażyć, lub uprażyć i wtedy zmielić. Niezmielone są prawie nieprzyswajalne, dlatego to takie ważne (dotyczy też siemienia lnianego). Dlaczego ważne, by ich użyć - zauważcie, że w przepisie nie ma jajka (bo to wersja dla wegan!) i właśnie takim spoiwem, które skleja tą całą masę zbóż jest ziarno szałwi (w połączeniu z wodą tworzy tak jak siemię lniane kisielowatą zawiesinę);
  • na rozgrzaną patelnię nakładam je łyżką - w ten sposób jest mi najłatwiej - i mieszczę ok 5 sztuk na raz.
Te naleśniki są bardzo sycące i dają energię na długie godziny treningów. Są bardziej czasochłonne, ale jeśli masz wymagane składniki i czas - polecam je przed zawodami.

Drugim wariantem śniadania są racuchy, na które przepis znalazłam na blogu Nigth Runners'ów. Są prostsze niż naleśniki Scotta i praktycznie można je przygotować mając niewiele w lodówce. Ja przepis zmodyfikowałam, by był bardziej urozmaicony i tym samym - pożywniejszy. Poniżej przedstawiam Wam właśnię tę moją autorską propozycję. Częściej korzystam z tego przepisu, ponieważ jest mniej pracochłonny, choć w przeciwieństwie do przepisu Scotta zawiera nabiał i jajka, więc nie jest to śniadanie wegańskie.


Moje Śniadanie Mistrzów

Składniki:
  • 2 szklanki maślanki lub kefiru + jeszcze trochę w zależności ile użyjecie suchych dodatków
  • 1 duże jajko
  • 1 1/2 szklanki płatków: owsianych, żytnich, orkiszowych, jęczmiennych, itp. - skorzystajcie z tych, które lubicie lub które macie pod ręką (ja używam zarówno błyskawicznych jak i całych)
  • dwie łyżki mąki - dzięki niej placki łatwiej się smaży i nie rozpadają się
  • 1 łyżka brązowego cukru lub miodu
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1/4 łyżeczki (szczypta) soli
  • opcjonalnie: siemię lniane, nasiona chia (szałwia hiszpańska), sezam, zmielone orzechy, cynamon, sproszkowany korzeń macy, itp.
  • spora garść owoców - ja lubię czerwone i ostatnio najczęściej używam wiśni (mogą być mrożone). Inne opcje to: maliny, borówki, borówki amerykańskie, żurawina - jeśli lubicie kwaskowate to polecam surową żurawinę - dla mnie PYCHA! Latem mamy duży wybór, zimą z powodzeniem można stosować owoce mrożone (ja np. mrożę sobie latem małe porcje, których używam zimą, ale bez problemu można tez bazować na tych dostępnych w sklepowych zamrażarkach).

Wykonanie:
Wszystkie składniki suche łączę i mieszam w misce, a następnie dodaję składniki 'mokre' - nie ma konieczności użycia miksera. Dobrze sprawdzi się tzw. trzepaczka (rózga) - a jeśli nie masz i tej, to po prostu porządnie wszystko wymieszaj.

Odstawiam na ok. 15 min. - na powierzchni ciasta pojawią się pęcherzyki powietrza.


Teraz można smażyć - ja używam oleju rzepakowego, ale sprawdzi się każdy zdatny do wysokich temperatur. Nakładam na patelnię łyżką porcje ciasta, by uformowały się placki takiej wielkości, by łatwo je było przewracać na drugą stronę. Na standardową patelnię wchodzi ich ok 4-5 sztuk.

Po usmażeniu można jeszcze dodatkowo posypać cukrem lub polać syropem klonowym, z agawy, czy z fig lub miodem i są gotowe do zjedzenia od razu. Ale smakują również na zimno i w takiej wersji je przygotowuję na starty wyjazdowe, gdzie rano często nie ma możliwości ani czasu na kuchenne atrakcje. 

Smacznego!

A jakie są Wasze startowe sprawdzone śniadania? Podzielcie się z nami
[Ania]

piątek, 11 lipca 2014

Plany startowe na jesień

Chochlik blogowy :) 

Tak oto wersja robocza wpisu się 'jakimś cudem' opublikowała z samym tytułem i wygląda na to, że planów startowych na jesień nie mamy... Jest to prawda i nieprawda! Skoro już post (a w zasadzie tylko jego tytuł) ujrzał światło dzienne to napiszę tak:

Jesiennych górskich planów startowych konkretnych jeszcze nie mam. Rozważam któryś z biegów w Krynicy, ale jeszcze nie powiedziałam TAK :) Choć astronomicznie rzecz biorąc będzie to jeszcze bieg letni...

Oczywiście, że jesienią będziemy biegać i startować! Mój (Ania) zaplanowany start płaski to Poznań Maraton - tradycja rodzinna nakazuje zmierzyć się ponownie z tą trasą, na szczęście w tym roku zmodyfikowaną. O moich planach na ten bieg napiszę niebawem.

Myślami sięgam też dalej i rozmyślam sobie o jakimś zimowym biegu, bo ja uwielbiam zimę! A ruch zimą na świeżym powietrzu to jest to, co lubię najbardziej. Mimo, że w tym roku zima, której nie było, była dosyć ciepła to - w jej najbardziej zimny wieczór wybrałyśmy się z Olą na trening. Był to w zasadzie taki trucht połączony z ćwiczeniami na stabilizację, bo oblodzona nawierzchnia wymuszała spinanie naszych sprężystych łydek :) bolały okrutnie następnego dnia. W ciągu pierwszych 2-3 km każdy wdech powietrza nosem powodował, że po paru minutach nosa już nie czułam. Po parunastu minutach nie czułyśmy pośladków... za to wysyp endorfin po biegu był odwrotnie proporcjonalny do temperatury! To był jeden z najfajniejszych treningów!

Znam jednego śmiałka, który też lubi biegać zimą, więc jak tylko łaskawie udzieli mi konsultacji w tym zakresie to jakiś bieg wybiorę, przebiegnę i go tu z pewnością opiszę.

Starty startami, lato to świetny czas na zawody - co weekend mini-wakacje w innym zakątku Polski, ale... nie sprzyja to treningom. Pozwala realizować długie wybiegania, ale (przynajmniej mnie) wybija z rytmu zwykłego biegowego tygodnia. Dlatego od września startów planuję mniej.

Tyle o planach lub ich braku na dziś :) Gdy się skrystalizują - posta zaktualizuję.

Miłej niedzieli!
[Ania]

czwartek, 10 lipca 2014

V Supermaraton Gór Stołowych 2014 - relacja

O tym, że wzięłam udział w Supermaratonie Gór Stołowych i że go ukończyłam, mogliście już przeczytać tu oraz tu. Dziś podzielę się z Wami wrażeniami z tegorocznej edycji.
Trasa MGS została wydłużona do 50 km i tym samym bieg zmienił nazwę na Supermaraton Gór Stołowych. Od przyszłego roku będzie to oficjalna nazwa tego maratonu. Prócz tych dodatkowych horyzontalnych kilometrów bieg wertykalnie zyskał ponad 200 m przewyższenia. Wg informacji podawanych przez organizatorów łączna suma przewyższeń przekracza 4000m i wynosi odpowiednio +2100m i -1900m. Dodatkowa ok 3 km pętla pojawiła się w okolicy 30 km i wiodła przez Skalne Wrota. Ta nowa część trasy to bardzo techniczny, stromy zbieg (który mi akurat się bardzo podobał!) a potem... podbieg, już mniej stromy. Zarówno zbieg i podbieg w tej części są moim zdaniem przebieżne - jeśli macie siłę w nogach i nie boicie się zbiegów. Może nie biegam szybko - ale biegam! Naprawdę fajnie się tamtędy biegło i takie urozmaicenie trasy bardzo dobrze działa na psychikę - trzeba się skupić, by nie skręcić nogi, by się nie poślizgnąć, a przy takiej koncentracji kilometry mijają niepostrzeżenie. Ja zdecydowanie wolę takie ostre zbiegi i podbiegi niż dłużące się ni to pochyłe ni to płaskie odcinki. Ale wiadomo - jest to subiektywane upodobanie i odczucie. Od innych biegaczy słyszałam, że stromy odcinek do Skalnych Wrót był bardzo ciężki i dużo osób bardzo ostrożnie stąpało w tym miejscu.

Cała trasa SuperMGS wygląda tak:

Trasa SuperMGS 2014 - dodatkowa pętla to okolice Skalnych Wrót
A tu przewyższenia i lokalizacje bufetów:


Robi wrażenie, prawda?

W tym roku nie byłam już takim nowicjuszem i trochę mi zabrakło tego wrażenia pierwszego razu, kiedy wręcz w euforycznym stanie przebiegłam MGS. Tym razem było bardziej realnie - dało się we znaki słońce i wysoka temperatura. Na szczęście organizatorzy zadbali o większą ilość bufetów, dzięki którym można się było zregenerować. Na przedostatnim bufecie była nawet coca-cola, co spotkało się z wielkim uznaniem biegaczy! Całe zawody - od dystrubucji informacji o biegu, odbioru pakietów, lokalizacji biura zawodów i atmosfery w Szczelince po organizację biegu, bufetów, wreszcie do mety i wieczornego świętowania  - są fantastyczne!!! Świadczą o tym chociażby uśmiechnięte tłumy biegaczy, którzy zostają po biegu, by bawić się razem, wymieniać wrażenia, tańczyć, saunować i w końcu - zjeść niedzielne śniadanie! Naprawdę lubię tam wtedy być!

Na linii startu - w doborowym towarzystwie :)
Pierwsze 28 km biegło mi się nieźle, choć gorąc doskwierał. Może nawet biegłam nieco za szybko... Do trzeciego punktu kontrolnego, przy Pasterce dotarłam po niecałych 4 godz.

Uśmiecham się na widok... Grzesia czy bufetu?
Tam też zrobiłam sobie krótką przerwę na opatrzenie odcisków, którym nie dałam okazji się zagoić po poprzednich biegach, i które boleśnie dały o sobie znać. Tu też po raz pierwszy poczułam się głodna! To zły znak, ponieważ z doświadczenia wiem, że odżywiać podczas biegu należy się tak, by właśnie nie zgłodnieć - to już sygnał, że organizm nie ma energii. Do tego momentu zjadłam 2 żele. Plan miałam taki, by jeść żel co 2 godziny i wszystko byłoby w porządku, gdybym jadła coś jeszcze. Ale było tak ciepło, że nie miałam ochoty na nic innego niż picie. To ssanie w żołądku mnie jednak zaniepokoiło, więc na trzecim bufecie posiliłam się bananem i pomarańczami, i ruszyłam dalej.


Najlepszym odcinkiem było kolejne 10 km! Tak samo jak w zeszłym roku. Coś musi być w tym półmetku, że dodaje skrzydeł. Ponownie pofrunęłam ponad łąkami za Pasterką, zbliżając się coraz szybciej do tej dodatkowej pętli.

Zbieg przed czwartym bufetem - po słynnej dodatkowej pętli!
W bufecie czwartym napoiłam się coca-colą i pobiegłam dalej, znowu przez łąki, które tak lubię! Odciski coraz bardziej mi doskwierały i jakieś 4 km przed metą straciłam zapał do biegu. Głowa przestała współpracować z nogami i już bardzo chciałam dobiec na szczyt Szczelińca. Znowu trochę zgłodniałam, za mało jadłam i myślę, że to też miało ujemny wpływ na mój stan. Zwykle na takich biegach się przejadam, a tym razem nawet nie wiem dlaczego to zaniedbałam. Na szczęście to były ostatnie kilometry biegu i jak już dotarłam do schodów na Szczeliniec to wiedziałam, że lada moment zapomnę o każdym bólu i będę się cieszyła z ukończenia kolejnego górskiego maratonu!

A na mecie czkał na mnie już medal!
Łzy emocji, zimne piwo i dobra kwaśnica w schronisku, i mogłam wracać do Pasterki, gdzie o 20:00 odbyła się dekoracja zawodników a po niej koncert czeskiego zespołu Heebie Jeebie, sauna i pokaz zdjęć Piotra Dymusa, który zza obiektywu śledził nasze zmagania z Supermaratonem Gór Stołowych. Jego zdjęcia są po protsu genialne - do tej pory zazdrościłam jednemu biegającemu koledze, którego Piotr Dymus wielokrotnie uwiecznił na zdjęciach z biegów - a tu niespodzianka! Z SuperMGS mam własne zdjęcie tego wybitnego fotografa!


Jeśli nie przeraża Was dystans 50 km i spore przewyższenie terenu to...
do zobaczenia na SuperMGS za rok!

poniedziałek, 7 lipca 2014

V Supermaraton Gór Stołowych - wstęp do relacji

Ukończyłam V Supermaraton Gór Stołowych!


Szczęśliwa - na mecie!
Mój czas to 7:39:16. Tym samym poprawiłam wynik sprzed roku, tj. średnie tempo biegu, co jest dla mnie podwójnym sukcesem, ponieważ w tym roku bieg był dłuższy i trudniejszy. Nowa 50 km trasa została uzupełniona o bardzo malowniczą i techniczną pętlę. Był to jeden z ciekawszych odcinków SuperMGS.

Byłam 18. w kategorii K30 i 29. w kategorii OPEN kobiet (na 66 kobiet, które dobiegły do mety). Zawody w limicie czasu, który wynosił 9 godz., ukończyły 403 osoby, na 463 które wystartowały.

Wrażenia? Było zdecydowanie cieplej niż rok temu i przez to pierwsze 28 km, do kiedy słońce świeciło pełną gębą, biegło mi się ciężej i na każdym bufecie rozkoszowałam się arbuzami i pomarańczami popijając je paroma kubkami wody! Niestety, dały o sobie też znać niedoleczone po poprzednich startach odciski na stopach i ostatnie parę kilometrów biegu bardzo mi doskwierały. Końcówka t uświadomiła mi, że jeszcze nie do końca się zregenerowałam po Sudeckiej Setce - tak ogólnie wysiłkowo, ponieważ nie bolały mnie mięśnie ani stawy, ale tego dnia, bym kolejnych 50 km nie pobiegła :) Choć, podejrzewam, że wszystko się rozgrywa w głowie i wiedząc, że kończę bieg na 50 km zaprogramowałam się, by pobiec nie mniej ni więcej plus mieć zapas sił na 3 km powrotu do Pasterki!

Zaskoczenia? Przez jednego z biegaczy zostałam rozpoznana po... różowych skarpetkach - zapamiętał je z Sudeckej Setki :) a przez innego - przez BLOGA i wpis o moich zeszłorocznych zmaganiach z MGS. Przez moje różowe wdzianko rozpoznała mnie też jedna z wolontariuszek, która dzielnie kibicowała swojemu tacie na Sudeckiej Setce, a w SuperMGS postanowiła się aktywnie zaangażować. Wszystkie te spotkania były bardzo miłe!

Innym z zaskoczeń jest błyskawiczna regeneracja. Dziś już tylko stopy i to nieznacznie dają znać o sobotnim biegu. Nastraja mnie to coraz pozytywniej i nakręca do układania planów biegowych na jesień 2014! Nieśmiało zaczynam myśleć o Krynicy... W górach biega się wyśmienicie!

Dziś, gdy zmęczenie opadło (i silne emocje z mety, gdy nie mogłam powstrzymać łez!) mogę powiedzieć, że bieg jest SUPER, a więc godny swojej nazwy! I chciałabym tam wrócić za rok!

Szczegółowa (foto)relacja niebawem.


sobota, 5 lipca 2014

Who is who - cz. 3

Z Danutą Piskorowską, polską lekkoatletką specjalizującą się w biegach długodystansowych i biegach górskich rozmowę przeprowadziła Ola (biegaczki.blogspot.com)

Danuta Piskorowska podczas Maratonu Karkonoskiego

Kiedy i gdzie się urodziłaś?
Dopiero co w 1980 roku (17 lipca 1980 r.)
Skąd pochodzisz?
Rodowita wrocławianka ze mnie.
Kiedy zaczęłaś przygodę z bieganiem?
W 2008 na jesień przebiegłam kilka zawodów, w 2009 roku zaczęłam „prawie” trenować.
Jesteś długo- czy raczej krótkodystansowcem?
Raczej długo. Ale ze względu na stan zdrowia – to coraz krótszy dystans.
A kiedy wystartowałaś po raz pierwszy w biegu górskim?
W biegu górskim pierwszy raz wystartowałam w 2011 roku na MP w biegu na Śnieżnik.
Możesz zdradzić ile mniej więcej czasu spędzasz w tygodniu na treningach? Ile kilometrów przebiegasz?
Ha. Od 3 tygodniu zero. Jedno wielkie zero. Natomiast jak nie mam kontuzji – to po pracy na godzinkę 6 razy w tygodniu udaje mi się wychodzić (o ile się udaje).
Czy dużo trenujesz w górach?
Prawie w ogóle. Uzupełniam to startami w górach.
Czy współpracujesz z trenerem, który rozpisuje Ci treningi, czy planujesz je sama?
Niestety współpraca z trenerem w przeszłości nie wyszła mi na zdrowie. Obecnie treningi planuję sama – ewentualnie doradzają mi zaprzyjaźnieni z rodziną koledzy.
Jak sądzisz, kiedy zawodnicy-amatorzy powinni pomyśleć o skorzystaniu z pomocy trenera i nawiązaniu takiej współpracy?
Myślę, ze jeśli ktoś już mocno obciąża swój organizm to powinien rozpocząć współpracę z trenerem. Zawsze to jest inaczej jak ktoś z perspektywy „patrzy” na to co robisz. Samemu ciężko jest zobaczyć, że np. jesteś już mocno przeciążona i zmęczona i trudno zauważyć samemu, że trzeba poluzować.
Można się przyłączyć do Ciebie podczas treningu?
Ba, jasne. Jeśli tylko to możliwe, staram się zawsze umawiać z kolegami. Aczkolwiek nie jestem w stanie określić w jakich konkretnie godzinach będę biegać – wszystko zależy od pracy, rodziny, lekarzy…
Czy przestrzegasz jakiejś konkretnej diety? Zwracasz uwagę, na to co jesz, na zdrowe odżywianie i dostarczanie organizmowi tego, co potrzebuje do treningu i regeneracji?
Tak. Dieta im więcej tym lepiej. Obecnie staram się patrzeć co jem. Kiedyś golonka o godzinie 23 była podstawą. Teraz jem troszkę rozsądniej, zdrowiej. Ale suplementów nie jestem w stanie spożywać – proszki czy tabletki to nie dla mnie – mój żołądek ich nie toleruje. Jem to na co mam ochotę. A że lubię mięso, warzywa i owoce – staram się tego dużo spożywać. Na pewno nie pójdę spać głodna – bo zwyczajnie nie zasnę.
Czy korzystasz z pomocy dietetyka?
Nie.
Jak oceniasz swoje możliwości? Myślisz, że możesz w dalszym ciągu rozwijać się jako biegaczka? Jakie elementy według Ciebie możesz jeszcze dopracować?
No całkiem całkiem... Na pewno ze względu na intensywny tryb życia i brak nastawienia tylko na bieganie nie osiągnęłam swoich szczytowych możliwości. Nie wiem też czy kiedykolwiek je osiągnę. Ważniejsze priorytety to: zdrowie, rodzina, praca. A ze względu na mocne obciążanie organizmu, brak możliwości regeneracji i odpoczynku powoduje, ze systematycznie łapią mnie kontuzje. Myślę, że mogłabym się rozwijać, gdybym tylko chociaż jeden sezon dała radę utrzymać organizm bez złapania kontuzji. Bo jak tylko zaczynam być w formie to „coś’ mi leci i zamiast na treningu spędzam czas na długotrwałej i kosztownej rehabilitacji. Gdybym chociaż dawała radę profilaktycznie chodzić na np. kriokomorę, to zawsze wzmocniłoby mój organizm. Ale niestety zawsze jest tak, że „pęd życia” na to nie pozwala i dopiero jak siedzisz z nogą w górze albo przemieszczasz się o kulach to o tym sobie przypominasz. Co dopracować? Na pewno nauczyć się odbierać sygnały organizmu który daje znaki, że jak nie poleżysz dziś zamiast iść na trening lub zawody – to Cię coś złapie.
A czy myślisz, że masz szansę konkurować z najlepszymi zawodniczkami również w zagranicznych startach? Mam na myśli „zawodowe” biegaczki, których nie brakuje w biegach górskich i które niemal od dziecka nie schodzą z tras biegowych?
Ba. Jestem ambitna, wiec jakby zamienić czas jaki spędzam w pracy zawodowej na trening i okołobiegowe sprawy (regeneracja itp.) to na pewno. W obecnym stanie, ciężko będzie. Po pierwsze dlatego, że biegam stosunkowo od niedawna, a po drugie czas. No i pieniądze na podróże, hotele, startowe itd. Są największą barierą.
W jakich biegach planujesz wystartować w drugiej połowie 2014 r?
Staram się już nie planować. W zeszłym roku planowanie skończyło się nie udziałem w MŚ w biegu górskim jako reprezentantka Polski, a z dwoma przyjaciółkami – zwanymi kulami.
Czy masz już plany startowe na przyszły rok?
Jest tyle biegów co tydzień – że myślę, że tylko jakieś priorytetowe biegi można sobie zaplanować. Wiadomo, że o ile kondycja fizyczna i finansowa pozwoli, to chciałabym zaliczyć jak najwięcej górskich biegów. Natomiast żeby się nie rozczarować – mówię sobie krótko – czas pokaże – trzeba dobrze przetrenować zimę.
Czy myślisz, że w Polsce są możliwości żeby utrzymując się przez kilka lat w czołówce biegów górskich, utrzymywać się również finansowo z biegania? Nie z nagród, bo to oczywiste, że nie, ale np. czy przy pomocy sponsorów można by się wyłącznie skupić na treningach i startach?
Hm…. Zależy jakiego miałoby się sponsora. Jakby było tak jak w przeszłości, że zatrudniali kogoś np. w kopalni – dawali mu wypłatę, do tego na obozy wysyłali itd. To na pewno. Ale w obecnych czasach… nie miałam nigdy do czynienia ze sponsorem – ciężko mi się wypowiadać na ten temat.
Chciałabyś jakoś skomentować zamieszanie wokół Twojej osoby spowodowane wykryciem u Ciebie niedozwolonych substancji – co skutkowało utratą medalu Mistrzostw Polski oraz dwuletnią dyskwalifikacją, którą po złożeniu przez Ciebie odwołania i w związku ze zmianą przepisów antydopingowych cofnięto?

Co do medalu z 2011 roku. Cóż mogę powiedzieć… Było to związane z moją niewiedzą amatora i brakiem kompetencji mojego trenera (byłego trenera). Dzięki pomocy innych biegaczy - i po złożeniu wielu odwołań - lek który stosowałam został dopuszczony w 2012 roku i nie jest traktowany jako doping. Mowa o leku FOSTEX. Z całej sytuacji wyszłam obronna ręką, ale wolałabym tego nie przeżyć. Nic miłego. Czasami nawet miałam wątpliwości - czy warto było w ogóle zaczynać biegać, przez to niemile doświadczenie. Ale było, minęło. Teraz zdobywam kolejne medale pomimo problemów zdrowotnych - wiec wg moich kolegów udowodniłam, ze nie byłam winna i że stać mnie na medale.
Zdradź mi proszę jeszcze czym zajmujesz się zawodowo?
Zawodowo pracuje na pełen etat w Krajowym Rejestrze Długów Biurze Informacji Gospodarczej S. A. Niejednokrotnie stając na podium zakładam bluzę w której mam logo swego pracodawcy :)

Dorobek medalowy Danuty Piskorowskiej
Brąz
Dębno 2011*
maraton
Srebro
Lądek Zdrój 2012
maraton
Brąz
Sobótka 2014
5 km
* Brązowy medal wśród kobiet zdobyła Danuta Piskorowska (2:53:25, LUKS Żórawina), rok później ogłoszono, że po biegu wykryto u niej obecność niedozwolonej substancji, zatem medal przypadł Patrycji Włodarczyk

Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas! Życzę samych sukcesów i oby kontuzje omijały Cię szerokim łukiem! :)