wtorek, 30 września 2014

B jak Biżuteria dla Biegaczki i Biegacza

Intensywny okres startowy mija, mam więcej czasu dla siebie i mogę cieszyć się przyjemną i słoneczną jesienią! Jest też w końcu czas, by pochwalić się Wam pomysłowym biegowym prezentem, który dostałam od Marka. Marek jakiś czas temu rzucił wśród znajomych hasło, że zbiera stare, popsute zegarki i będzie z nich robił biżuterię. Nie bardzo mogłam sobie wówczas wyobrazić co on tak naprawdę zamierza. Do czasu, gdy...

... na imieniny dostałam taki oto wisiorek:

 

No to teraz nie ma odwrotu - jak World Runs, to czas się wziąć do biegowej roboty, nie odpuszczać treningów, snuć plany i realizować marzenia!

Jak zobaczyłam inne projekty Marka to stwierdziłam, że pomysłowość nie zna granic i można z tych cyferblatów, wskazówek, datowników, śrubek i co tam jeszcze zegarki kryją w sobie - skomponować naprawdę ciekawą biżuterię. Oryginalny pomysł, dzięki któremu można zindywidualizować prezent - a ja takie lubię najbardziej!

W tym również dla panów: np. spinki do mankietów. Wybrałam dla Was te ze sportowym akcentem - dla triathlonisty lub kolarza :)



Albo dla miłośniczki rowerów miejskich lub triathlonistki, dla której nie liczy się sprzęt, gdyż uczuciem wielkim darzy swój stary rower i nie wyobraża sobie trenować na jakiś szosówkach czy czasówkach - taka z niej retro-kolarzówka :)


To wybrane przykłady ze sportowej kolekcji. Innych - z przeróżnymi motywami jest więcej.

Dla sceptycznie nastawionych do rękodzieła - nie jest to "dzieło" jakie znacie z jarmarków. Biżuteria jest starannie wykonana, nie ma śladów "majsterkowania" czy dłubania przy niej metodą chałupniczą. Robi wrażenie! 

Nie macie pomysłu na prezent dla biegającej czy uprawiającej inny sport drugiej połowy, kolegi, brata, siostry...? Śmiało można wybrać taki wisiorek, spinki, kolczyki czy brelok. Marek realizuje indywidualne zamówienia - trzeba mu tylko określić motyw i możecie się spodziewać zaskakujących efektów!

Więcej przykładów (nie tylko sportowej) biżuterii dostępnych jest bezpośrednio u Marka, z którym chętnie Was skontaktuję - dajcie znać w komentarzu lub mailowo: biegaczki@gmail.com

Jeśli ktoś lubi biżuterię lub chce zaskoczyć oryginalnym prezentem, to uważam, że jest to pomysł jak znalazł! Ja już mam w głowie parę innych biegowych motywów, a że święta już niedługo... Polecam!

A Wy? Macie jakieś sprawdzone pomysły na prezent dla biegacza czy biegaczki? Podzielcie się!

Ania

piątek, 26 września 2014

Forest Run - relacja

Część z Was już wie, że w ostatnią sobotę w Wielkopolskim Parku Narodowym odbył się bieg Forest Run. Z relacji Mateusza wiecie też jak trenować, by stanąć na podium. Ja z kolei napiszę jak wyglądała trasa długa (44 km) i jakich błędów się wystrzegać, by bieg był przyjemnością a nie męczarnią.

Gotowa do startu!
Kilka tych błędów popełniłam, ale od początku... Bieg odbywał się pod Poznaniem, w naprawdę bardzo ładnej biegowo okolicy. Idealnej treningowo. Dlatego też zapisując sie na niego pomyślałam, że zawsze można te zawody potraktować jako długie wybieganie, a nie rywalizację i niezależnie jaka będzie moja forma, wystartować warto! Blisko, ładna trasa, a co najważniejsze - zebrała się spora grupa Przyjaciół, którzy też startowali w tym biegu. Wiem, że gdybym nie pobiegła to bym bardzo żałowała - zawsze tak mam, że gdy w weekend widzę np. z okna samochodu czy tramwaju biegacza, to od razu mu zazdroszczę. Dlatego przezornie na bieg się zapisałam. A że wolę dystanse długie - na trasę 44 km. 

Która wyglądała tak:
źródło: forestrun.pl
Przewyższenie trasy to ok 350 m w górę i tyle samo w dół.

Najbardziej wymagające na trasie nie były wcale podbiegi i urozmaicenie terenu bezpośrednio w parku, ale te odcinki, które wiodły przez małe miejscowości i między polami - w pełnym słońcu. To mi doskwierało najbardziej. Wysoka temperatura osłabiła moją czujność i w rezultacie piłam i jadłam podczas biegu o wiele za mało. W ten sposób tylko połowę trasy przebiegłam w dobrym tempie i formie. Do 10 km utrzymywałam tempo ok 5:30 min/km, później do ok 22 km było to 6 min/km, czyli ciągle w okolicach tempa moich długich wybiegań. I do tej pory było całkiem przyjemnie. I najchętniej napisałabym Wam, że reszta jest milczeniem, ale w końcu nie po to piszę bloga. 

Dalej był trzeci bufet, na którym zabrakło kubków do picia (ale szybko poradzilismy sobie robiąc krótkie mycie naczyń i udowadniając, że plastikowe kubeczki nie są jednorazowe!) i na którym nie było bananów! Rozpieszczona po ostatnich biegach górskich, nie doczytałam w regulaminie, co będzie na którym punkcie dostępne i to był mój duży błąd. Znając siebie i wiedząc jakim jestem podaczas biegów głodomorem, powinnam była to dobrze przeanalizować i nie wybierać sie na te 44 km z zapasem tylko dwóch żeli energetycznych. A akurat odcinek pomiędzy trzecim a czwartym bufetem prowadził przez niezadrzewioną okolicę. Umęczyłam się okropnie i to tam po raz pierwszy w swojej karierze biegowej doświadczyłam demotywacyjnych podszeptów własnej głowy. Tak źle i tak gorąco to mi dawno nie było! Czasami udawało mi się przegnać te myśli, ale im mniej cienia, tym ich było więcej. Przydałałaby się czapka z daszkiem!

Za to w czwartym bufecie impreza na całego - stoły uginały się od ciastek, czekolady, bananów i kubków, na które pozakładane były ćwiartki pomarańczy. I weseli wolontariusze namawiający, by nie biec dalej a zostać z nimi. Mieli dobrą zabawę i naprawdę były to kuszące propozycje!

Dalej trasa wiodła z powrotem w parku, więc było nieco chłodniej i przyjemniej. Biegliśmy brzegiem jeziora (wcześniejsze fragmenty też prowadziły wzdłuż jezior), co było niesamowią pokusą. Najchętniej bym się wykąpała. Paru biegaczy podzieliło się z innymi taką samą myślą - każdy z nas na widok jeziora reagował tak samo - ale fajnie byłoby się wykąpać!

Najlepszy moment biegu to ok 43 km, gdy z naprzeciwka ujrzałam mojego tatę! Postanowił wyjść mi naprzeciw po tym, jak wszyscy się niecierpliwili kiedy wreszcie dobiegnę i będzie można się relaksować a nie wystawać tak na tej mecie nie wiadomo ile! Tata wraz z resztą biegowych Przyjaciół wybrał udział w trasie krótkiej i czekali już tylko na mnie. Padło krótkie: "Będziesz moim zającem?"; tata: "No to dawaj!" i pobiegliśmy. Ten rodzinny finisz możecie podziwiać póki co na naszym profilu na fejsbuku, a jak tylko dostanę plik, to filmik tu zaprezentuję. Sentymentalnie to zabrzmi, ale to była jedna z piękniejszych chwil tego biegu!

Na metę wbiegłam z czasem 5:06, czyli 36 minut później niż zakładałam..., ale za to z dobrą lekcją pokory i wnioskami na kolejne biegi. Nic tak nie uczy przecież jak własne błędy:
  • błąd nr 1 - zbagatelizowałam ten start porównując go do niedzielnego wybiegania. Przecież ja nigdy nie zrobiłam ponad 40 km niedzielnego wybiegania!!!
  • błąd nr 2 - skoro dotąd nawet na płaskie maratony zabierałam bidon z piciem (wyjątkiem był Berlin, ale tam miałam idelaną obstawę kibiców i perfekcyjną logistykę) to dlaczego w tym biegu postanowiłam wystąpić bez? Nie wiem. Jedyne co mi przychodzi do głowy to może to, że planowałam zrobić jakiś eksperyment. Nie polecam. Nie na długiej trasie.
  • błąd nr 3 - brak nakrycia głowy przy takim słońcu. Błąd, którego już więcej nie powinnam popełnić, ponieważ w losowaniu po biegu wygrałam czapkę z daszkiem marki Arc'teryx. W bardzo ładnym odcieniu granatu, czyli dla wtajemniczonych - ultramaryny. Idealnie dopełnia mój różowy biegowy outfit!
  • błąd nr 4 - w kolejności popełniania był błędem początkowym, ale nie wiem czy miał decydujący wpływ na bieg. Ponoć nie powinno się robić ostrych treningów po saunie czy innych zabiegach relaksacyjnych. Otóż, ja w piątek skorzystałam z komory antygrawitacyjnej (o tym w oddzielnym wpisie) i zastanawiam się czy to również mogło wpłynąć na komfort biegu.
  • błąd nr 5 - po tak intensywnym sezonie biegowym (którego jeszcze nie skończyłam) i po ostatnim starcie w Jakuszycach, gdzie też już czułam nieco spadek formy, rozsądniej byłoby wystartować na dystansie krótszym. To też dobra nauczka na kolejny sezon, który przecież już niebawem zacznę planować.
Komfort to zdecydowanie to, czego mi w tym biegu zabrakło. Ale był to pierwszy bieg, w którym wystartowali wszyscy moi biegowi Przyjaciele, którzy mogli, a Ci, którzy nie biegają (lub póki co nie biegają) zjawili się na mecie. Mieć ich wszystkich wokół siebie tego dnia - bezcenne! Mogłabym znowu się tak wymęczyć, by potem siedzieć z nimi przy ognisku, śmiać się i wspominać bieg!

Nie obyło się też bez scen zazdrości. A to dlatego, że w Forest Run startował również Darek Strychalski - niedawny finiszer biegu Badwater, o którym pisałyśmy TUTAJ.


Darek zdradził nam plany związane ze swoim kolejnym biegowym pomsyłem, który tym razem będzie realizował w Polsce. O tych planach napiszemy niebawem.

A my nie mogłyśmy się z Olą powstrzymać, by nie złożyć Darkowi urodzinowych życzeń:

Scenę tę zazdrosny obswrwator skomentował tak: "wystarczy przebiec Badwater, a dziewczyny już robią sobie z tobą zdjęcia!". No... - wystarczy!

Do zobaczenia na Forest Run za rok!
Ania








środa, 24 września 2014

23 km przyjemnego crossu...

czyli nie tak krótka historia o tym jak w 4 tygodnie można dojść z płaskich 10 kilometrów przebiegniętych po 4:40 min/km z wywieszonym jęzorem i tętnem pod 85% HRmax do 23 kilometrowego crossu po 4:10 min/km.


zdjęcie zaczerpnięte ze strony forestrun.pl
Po dobrze przetrenowanej końcówce zimy i wiośnie, której efektem był Ultra Gwint czyli 55 km w terenie w 4 h 15 min (biegaczki: pisałyśmy o nim TUTAJ) przyszło lato - a w lecie upały, mocno nieregularny trening przy braku jakiejkolwiek motywacji i totalny brak wyników. Mimo tego w sierpniu pojawił się mglisty plan by przygotować się w miarę solidnie do jakiegoś rozgrywanego we wrześniu. Traf padł na Forest Run, czyli organizowany przez ekipę Poco Loco 23 km trailowy bieg po najciekawszych szlakach Wielkopolskiego Parku Narodowego, czyli tuż pod domem. Tylko jak tu przygotować się w półtora miesiąca do ponad półtora godzinnego biegu tak by przebiec go na MAKSA i mieć z tego satysfakcję?

Po pierwsze - trzeba zrobić jakąś bazę do solidniejszego treningu.
Rozsądek i doświadczenie podpowiadały, że najlepiej byłoby wybrać się na tygodniowy trekking w Alpy albo przebiegać luźno dwa tygodnie poświęcając codziennie na to co najmniej godzinę. Jednak w tym roku plany urlopowe były takie, że 8 dni spędziłem pedałując przez kraj naszych wschodnich sąsiadów. Jak się okazało 600 km na siodełku rowerowym w zupełności wystarcza do tego by zbudować porządną bazę do mocnego treningu.

Po drugie - trzeba mocno przebiegać kolejny okres.
W szczegółach wyglądało to następująco:

Tydzień I, 25 – 31 sierpnia.
1h 10 min na ergometrze wioślarskim w dwóch podejściach, raczej mocno bo na 80% HRmax. Dlaczego ergometr ? Nogi i serce to z pewnością najistotniejsze przy bieganiu mięśnie ale brzuch, plecy i ramiona też odgrywają swoją niemałą rolę. Jeden porządny trening rowerowy i trochę człapania. Łącznie biegu 45 km, łącznie treningu 8 h 40 min.

Tydzień II, 1 – 7 września

Zaczyna się porządna robota.

  • Poniedziałek z ranna lekkie rozbieganie (7 km) a wieczorem 12 km ze średnią 80% HRmax, w tym siła - 5 x 300 m PB i cztery przebieżki po 500 m w tempie 4 min/km.
  • Wtorek II zakres – 10 km po 4:20 min/km.
  • Środa rest.
  • Czwartek 10 km w tym 2 x 600 m i 1 x 1000 m w trupa (tempo wychodziło po jakieś 3:20 min/km).
  • Piątek 13,5 km w tym 5 x 300 m PB i 4 x 500 m całkiem szybko.
  • Sobota 20 km po 4:38 min/km – jeden z kluczowych treningów, zmęczone nogi poprzednimi treningami więc przy braku świeżości po 30 min zrobiłem 2 x 20 min solidnego biegu (tempo podczas tych odcinków to jakieś 4:15 min/km).
  • Niedziela rest, czyli 6 km rozbiegania i 10 min na ergometrze. Łącznie 78,5 km.
Tydzień III, 8 – 14 września

  • Poniedziałek 0 km– niedzielny rest nie przyniósł zamierzonego efektu, więc trzeba zrestować kolejny dzień.
  • Wtorek rano i popołudniu po 45 min na rowerze, wieczorem 14,5 km ciągłego po 4:18 min/km – pierwsza oznaka, że trening oddaje, serce pompuje jak trzeba i jest się z czego wybijać.
  • Środa kolejne dwa 45 minutowe rozjeżdżenia na rowerze a wieczorem 14 km, w tym 5 x 300 m PB i 3 x 800 m szybkiego biegu.
  • Czwartek – zaczęło boleć tu i ówdzie więc rest.
  • Piątek – nadal boli, więc kolejny rest.
  • Sobota – dosyć restu, 13,5 km rozbiegania po 4:40 a zaraz po tym 5 km wokół Rusałki na maxa wyszło po 3:45 min/km. W ramach promowania poznańskiego maratonu wpadł nad Rusałkę Paweł Czapiewski - rekordzista polski na 800 m, który aktualnie wraca do biegania i zamierza przebiec pierwszy w życiu maraton. Zaproponował Poznaniakom by zrobić wspólny akcent treningowy – czyli 5 km wokół Rusałki. Skorzystałem z okazji i przebiegłem przed Pawłem pierwsze 800 m :) , potem było gorzej i Czapi skończył okrążenie wokół jeziora jakieś 30 sekund przede mną.
  • Niedziela – kolejny akcent, czyli III Bieg Libra Biegaj z Nami, znów pod domem i 8 km po 3:57 min/km i czwarte miejsce w generalce. Łącznie 55 km i 66 km roweru.
Tydzień IV, 15 – 20 września

  • Poniedziałek – 9 km rozbiegania.
  • Wtorek - siła czyli 8 km, 550 m w górę, przy okazji wizyty w Jeleniej Górze skoczyłem w Sokoły by zrobić parę solidnych podbiegów.
  • Środa – rest.
  • Czwartek – siła, 10 km w tym 4 x 300 m PB.
  • Sobota – start w Forest Run.
Uwagi ogólne do treningu.
Wszystkie treningi poza tym z podbiegami były biegane w terenie, próbując tak dobierać ścieżki by nie było lekko. Skoro docelowy bieg ma się odbyć po trasie gdzie na każde 10 km przypada 100 m podbiegów, a podłoże nie zawsze jest twarde i przyczepne. W związku z czym trening na asfalcie pod ten konkretny bieg nie dość, że niezdrowy to jeszcze kompletnie nieprzydatny. Oczywiście 20 km przebiegnięte po lesie w Wielkopolsce to nie to samo co wbieg na Kasprowy i zbieg do Kuźnic ale z pewnością serce nieco szybciej bije gdy biegniemy w tempie 5 min/km po leśnej ścieżce a niżeli gdy biegniemy w tym samym tempie po asfaltowej drodze.
zdjęcie zaczerpnięte ze strony forestrun.pl
Jeżeli idzie o siłę, którą robiłem w formie podbiegów to ja zdecydowanie preferuję bieżnie w siłowni. Wiem, że nie wszyscy lubią przebierać w miejscu niczym chomik na kołowrotku ale ja przynajmniej nie posiadam blisko domu 300 m odcinka z dziesięciostopniowym nachyleniem. Do tego dochodzi element, który nazywam pędem bieżni. Polega to na tym, że jak zaczynam na bieżni 4 lub 5 podbieg i ustawiam na nim tą samą prędkość jak przy pierwszym czy drugim podbiegu, czyli 15 km/h, to wiem, że jak już będę po 150 m i ledwo będę dyszał, to dopóki nie przebiegnę tych wirtualnych 300 m, dopóty nie zwolnię bo zwyczajnie nie będę mieć siły na majstrowanie przy przyciskach. W terenie przy podbiegach na dużym zmęczeniu, nie raz głowa była górą i na końcu zwalniałem – a bodziec mięśniowy nie był już tak dotkliwy.

Rest – przy dwóch tygodniach, w których każdy trening to niemalże akcent to naprawdę istotne by się wysypiać i dobrze najadać.

Zapomniałem napisać – w opisane powyżej tygodnie normalnie pracowałem po 8-10 godzin dziennie.

Po trzecie - trzeba mądrze przebiec ten docelowy start.
Na powyższe składa się sporo elementów. Moim zdaniem jedną z najważniejszych kwestii jest znajomość trasy. Oczywiście po raz kolejny powtórzę, że bieg po lesie w WPN to nie to samo co jakiekolwiek bieg górski ale i tu znajomość trasy jest istotna. W połączeniu z dobrze dobranym tempem podczas pierwszych 5 km (średnio jakieś 10 sekund wolniej od docelowego tempa), sporą ilością motywacji, daje pozytywny i satysfakcjonujący efekt.
zdjęcie zaczerpnięte ze strony forestrun.pl
Efekt – 23 km po super ścieżkach, po 4:10 min/km przy 250 m podbiegu. Dużo satysfakcji z krótkiego aczkolwiek intensywnego treningu i z mądrze przebiegniętego biegu, który w efekcie dał czas 1:35:47 i trzecie miejsce w generalce.
Mateusz



środa, 17 września 2014

Pożegnanie z rywalizacją

W ubiegłą niedzielę, 14 września, odbył się w Komornikach III Bieg Libra - Biegaj z Nami. Do wyboru biegacze mięli dwie trasy - 4 km oraz 8 km. W związku z tym, że start biegu znajdował się 800 m od mojego domu, czułam się wręcz w obowiązku w nim wystartować. 

Długo zastanawiałam się który dystans wybrać. Tak naprawdę powodów do rozterek nie było wiele. Dokładnie dwie. Jeśli wybiorę krótki dystans, to pobiegnę szybciej niż na 8 km, będzie większe prawdopodobieństwo, że się przegrzeję, co nie jest wskazane w ciąży. Z drugiej jednak strony bycie w ciąży ma to do siebie, (wybaczcie tak dalece idące wyznanie), że non stop chce ci (mi zdecydowanie!) się siku. A jak tu przebiec 8 km bez zatrzymywania się w krzakach? Nie da się! To co to za rywalizacja?! Dla mnie - nie sprawiająca przyjemności.

Oczywiście zapisałam się na 8 km. Jednak za każdym razem kiedy wychodziłam na trening dłuższy niż 5 km, zaliczałam co najmniej jeden "postój" (mam nadzieję, że nikt z władz WPNu tego nie czyta ;-P). Uświadomiło mi to jedno, że już najwyższy czas, żeby odpuścić starty w zawodach i przez kolejne miesiące biegać wyłącznie dla przyjemności, zatrzymując się tyle razy ile będzie to konieczne i nie robić sobie wyrzutów z własnej ułomności, na którą dziewczyny naprawdę nie mamy wpływu.

Bieg Libra był moim ostatnim startem w sezonie 2014. Zmieniłam dystans z 8 na 4 kilometry. Przebiegłam go dla przyjemności i z przyjemnością. Czas 19:15:00 nie zachwyca, ale nie o to chodziło. Chodziło o dobrą zabawę. A bawiłam się super, szczególnie na mecie, gdzie okazało się, że byłam trzecią kobietą na tym dystansie i najszybszą mieszkanką Komornik.




Czy mogłam sobie wyobrazić lepsze zakończenie sezonu? Chyba nie :-) 
Ola
P. S.

Teraz zamieniam się w wiernego kibica i już w najbliższą sobotę zjawię się w tej roli na Forest run, o którym pisałyśmy TUTAJ, by wesprzeć choćby duchowo Anię i naszych przyjaciół. A sezon biegowy 2015 rozpoczynam 12 kwietnia na trasie Poznań Półmaratonu. Może przygotujemy się i pobiegniemy razem?

poniedziałek, 15 września 2014

IX International Elbrus Race - w oczekiwaniu na wyniki + rozwiązanie konkursu

Krótkie podsumowanie IX International Elbrus Race i naszego konkursu: z powodu złej pogody tegoroczny bieg ukończyły tylko 3 osoby i z powodu burzy reszta biegaczy musiała zostać ewakuowana z trasy. 

Organizatorzy nie podali jeszcze nazwisk tych trzech śmiałków, więc musimy nadal cierpliwie czekać na ogłoszenie 1., 2. i 3. miejsca :) To jedyny chyba taki bieg, w którym wbiegając jako ostatni na metę można było być i tak bardzo dumnym!

źródło: https://www.facebook.com/ElbrusRace?fref=ts
Z kolei z powodu pewnie ekstremalnie letniej pogody ostatnimi dniami nasi czytelnicy wybyli sprzed komputerów. Na szczęście znalazł się śmiałek, który wziął udział w konkursie i prawidłowo odpowiedział na pytanie o to, kto z Polaków stał już na podium Elbrus Race. Dodatkowe brawa za to, że w odpowiedzi pojawili się nie tylko panowie Andrzej Bargiel i Daniel Chojnacki, ale także biegaczka Aleksandra Dzik! Podoba nam się takie podejście do sprawy :) Tym samym nagroda niespodzianka wędruje do Leszka. Gratulujemy!

czwartek, 11 września 2014

Elbrus Race 2014

Dziś startuje IX International Elbrus Race! 


Bieg nie wszystkim dobrze znany, ale lubiany przez Polaków i dodatkowo - bieg, w którym Polacy już wygrywali! I tak sobie myślę, że może tym razem Was nieco zachęcę do wspólnej zabawy. Otóż ogłaszam konkurs! Który polega na tym, by w komentarzach pod tym postem podać imiona i nazwiska Polaków, którzy startowali już w Elbrus Race i stali na pudle. Do startu, gotowi...

W tym roku Polaków reprezentuje Michał Asperski, który startuje na trasie "Extreme" i Tomasz Gwoździewicz na trasie klasycznej. Wszystkich zawodników jest... 23.

źródło: http://www.risk.ru/blog/202899

Ciekawostką jest to, że bieg ten nie ma stałego miejsca w kalendarzu i jest biegowym świętem ruchomym, że się tak wyrażę. Jego dokładna data jest zależna od... pełni księżyca! Tym sposobem organizatorzy zapewniają dobre oświetlenie trasy :) Drugim powodem dlaczego ta pełnia taka ważna jest to, że w okresie pełni jest zwykle dobra pogoda, co również ma duże znaczenie dla biegu, którego meta znajduje się przecież najwyżej w Europie: 5642m npm! Choć jak wiemy z zeszłego roku, księżyc czasami płata figle i w 2013 r. niestety dobrej pogody nie zagwarantował. Czego pewnie najbardziej żałuje Killian Jornet, któremu nie dane było ukończyć tego biegu i się chyba obraził, bo w tym roku nie ma go na liście startowej.

Dwa dni temu, tj. 9 września odbył się bieg kwalifikacyjny. Takie są zasady Elbrus Race, że we właściwym biegu (dwa warianty trasy do wyboru + trzeci turystyczny) mogą rywalizować tylko ci biegacze, którzy ukończyli w odpowiednim czasie bieg kwalifikacyjny na trasie od beczek (3708m npm) do Skał Pastuchowa (4800m npm). By się zakwalifikować do Elbrus Race zawodnik musi pokonać ten dystans w 2 godziny i zejść do linii startu przed godz. 16:00. Ci, którzy zmieszczą się w czasie 2 godz. 50 min. mają szansę wzięcia udziału w wyścigu, ale tylko na trasie turystycznej.

Niezła rozgrzewka szczególnie dla tych, którzy wybierają trasę "Extreme" z Azau (2400m npm). Klasyczna opcja wiedzie od beczek. Jest jeszcze ponoć trasa turystyczna, ale poza tym, że jest i ma w gratisie dwóch przewodników, więcej informacji o niej nie znalazłam...

A tak wygląda trasa - w wymiarze 3D:


Granatowym kolorem oznaczona jest trasa "Extreme"; czerwonym - klasyczna, a jasnoniebieskim - trasa kwalifikacyjna.
 
Z wieści z biura zawodów wynika, że pogoda nie jest najlepsza, ale dwa dni temu katalońscy alpiniści zdobyli szczyt, więc nie jest tak źle. W górach pogoda może się zmienić w ciągu paru godzin, a nawet szybciej. Mam jednak nadzieję, że w tym roku nie pokrzyżuje planów i zawodnicy bezpiecznie wbiegną i zbiegną ze szczytu.

Widok z bazy zawodów na metę!


A wracając do naszego konkursu - na Wasze odpowiedzi czekamy do końca weekendu, tj. do niedzieli 14 września do godz. 20:00. Wśród tych osób, które prawidłowo odpowiedzą na nasze pytanie wylosujemy nagrodę niespodziankę :)

Tymczasem trzymamy kciuki za Michała i Tomka, a ja już tradycyjnie napiszę - do zobaczenia na Elbrus Race za rok, albo dwa!

Ania

piątek, 5 września 2014

Przegryzaki na sobotni (i nie tylko) wieczór

Kto z nas nie lubi oglądając wieczorem film czegoś pochrupać? Nie znam takiej osoby! Wiem jedno - chipsy, popcorn czy krakersy (które szczerze uwielbiam) nie wpływają dobrze na moją formę - tak biegową, jak psychiczną.

Dlatego dziś zaprezentuje Wam mój zestaw na sobotni (i nie tylko) wieczór przed telewizorem, który w zdecydowanie mniejszym stopniu odkłada mi się w okolicach bioder ;)


Składniki: (długość jednego filmu dla 2 osób)

  • 5 dużych marchewek
  • paczka selera naciowego
  • 1 duża czerwona papryka
  • 1 naturalny jogurt grecki - 400 ml
  • 2 ząbki czosnku
  • 5 rzodkiewek
  • zioła (np. prowansalskie)
  • sól
  • pieprz
Przygotowanie:

"Paluszki"

Marchewki, seler i paprykę dokładnie umyć. W zależności od upodobań obrać (albo nie) marchew. Wszystkie warzywa pokroić w słupki. Włożyć do szklanek/pudełek niczym paluszki.

Sos
Do miseczki wsypujemy pokrojoną drobno rzodkiewkę, ok. łyżki stołowej ziół prowansalskich, dwa posiekane albo przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku i mieszamy z jogurtem. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem.


Gotowe!

Miłego chrupania!

środa, 3 września 2014

II Letni Bieg Piastów

O mały włos, a II Letni Bieg Piastów, który odbył się 30 sierpnia w Jakuszycach, nie sprostałby swojej nazwie. W sobotę w czasie biegu mieliśmy jeszcze letnią pogodę, ale już koncert czeskiej rockowej kapeli i losowanie nagród odbyły się w ulewnym deszczu. Taka zapowiedź zbliżającej się jesieni.
Gotowi do startu.
Kolejny bieg górski za mną i paradoksalnie mimo najkrótszego dystansu najbardziej mnie wymęczył. Trasę pokonałam w 2:10 i cieszyłam się, że to już koniec.

Ostry finisz - pędziłam do mety :)
Długie podbiegi o małym nachyleniu nie są tym, co w górskim bieganiu lubię najbardziej. I jest to dla mnie zdecydowanie za krótka trasa, by się rozkręcić. Nie potrafię szybko przejść do swojego docelowego tempa i stąd pierwszą z dwóch pętli tego półmaratonu trochę przemęczyłam szukając właściwego rytmu. Drugą dziesiątkę biegło się już zdecydowanie lepiej!


Tak wyglądała ta pętla, którą uczestnicy półmaratonu musieli przebiec dwukrotnie:
źródło: www.bieg-piastow.pl
Niestety, mapka nie jest najlepszej rozdzielczości i trudno z niej było cokolwiek wyczytać. Nie było jej też w pakiecie startowym, co jednak jest zrozumiałe - raczej ciężko się było w okolicy zgubić, a każdy z napotkanych turystów z łatwością wskazałby kierunek Polany Jakuszyckiej.

W pakiecie startowym znalazła się za to świetna koszulka Salomona (zaraz po Asics jest to moja ulubiona, bo najlepsza jeśli chodzi o właściwości, koszulka do biegania). Koszulki biegowe nie grzeszą zwykle świetnym designem, ale nie taka ich rola - one mają dawać komfort w biegu i takie właśnie są koszulki Salomona. Materiał jest przyjemny w dotyku, a koszulki w wersji damskiej ładnie skrojone, więc z przyjemnością można w nich się wybrać na trening bo są po prostu wygodne. W pakiecie były też wafle ryżowe i chrupiące kukurydziane chipsy w wersji zdrowej, czyli z dodatkiem warzyw. Niestety, wyrzuciłam opakowanie i nie pamiętam marki, a szkoda, bo były dobre.

LBP nie jest biegiem trudnym technicznie. To trasa jak najbardziej rekreacyjna i myślę, że idealna dla kogoś kto chciałby spróbować swych sił w biegach górskich. Dobry dystans na pierwszy start, a dwie pętle dają poczucie bezpieczeństwa, że się ciągle jest blisko cywilizacji. Do tego spora ilość bufetów, więc nie ma zupełnie potrzeby dźwigania bidonów, żeli i tym samym zaopatrywania się w dodatkowy sprzęt.

Medaliści!
Najbardziej podobała mi się organizacja zawodów - widać profesjonalizm i doświadczenie. To przecież w Jakuszycach już od wielu lat odbywają się zimowe zawody w narciarstwie biegowym właśnie pod nazwą Bieg Piastów. Biuro zawodów, bufety, start i meta były świetnie zorganizowane. Do tego każda osoba z obsługi biegu była uśmiechnięta i chętna do pomocy. Wolontariusze na bufetach bardzo pomocni i serdeczni - to właśnie sprawia, że dziś już mniej pamiętam meczące podbiegi, a przed oczami mam uśmiechnięte osoby podające kubek z wodą czy gratulujące na mecie!

Obstawa fotograficzna biegu jest godna pozazdroszczenia - właściwie z każdego zakrętu wyzierał obiektyw aparatu, więc nawet ci z nas, którzy nie mieli własnego fotograficznego supportu (jak ja tym razem, bo mój nadworny fotograf też brał udział w biegu) nie zostali pokrzywdzeni i już w niedzielę na fejsbukowej stronie Biegu Piastów pojawiały się pierwsze linki do galerii zdjęć.

Rozleniwiły mnie trochę ostatnie tygodnie wakacji i przyznam, że ten sobotni start był dobrym rozruchem na powrót do treningów. I dobrym motywatorem, by kontynuować pracę nad szybkością. Niestety, nie jest to coś, co szybko (!) przychodzi, więc na skutki moich ostatnio dzielnie bieganych interwałów muszę jeszcze trochę poczekać. Liczę jednak, że dam radę poprawić formę do maratonu poznańskiego! Za trzy tygodnie kolejny start - Forest Run - dobra okazja, by się znowu sprawdzić.

A na koniec creme de la creme! Zdjęcie i uścisk dłoni Mistrzyni Polski - Ewy Majer!

Ewa jest po prostu wielka!

Ania

poniedziałek, 1 września 2014

Biegowi Mistrzowie - Marek Wilczyński

Pierwszy września jest dobrym dniem, by zainaugurować zapowiadany wpis z cyklu Kwestionariusz Biegacza. Raz w miesiącu chcemy przedstawiać Wam sylwetkę naszych Biegowych Mistrzów, czyli tych Biegaczek i Biegaczy, którzy nas inspirują, są przykładem, z którymi lubimy biegać i dobrze bawimy się na zawodach, z którymi się nie nudzimy i których podziwiamy! 

Naszą plejadę gwiazd otwiera Marek Wilczyński vel Marker, którego bigową historę poznacie z poniższego kwestionariusza. 

Marka podziwiam za to, że jest wulkanem pozytywnych biegowych emocji i najlepszym motywatorem! Bieganiem zaraził swojego syna, który z kolei biega teraz ze swoim synem (na razie w wózku) i jestem pewna, że za parę lat na niejednej liście startowej znajdziemy trzy pokolenia Wilczyńskich. 


Bierzmy z nich przykład!

Kwestionariusz Biegacza


1.     Imię i nazwisko: Marek Wilczyński  
2.     Wiek: 68+
3.     Staż biegowy: 5 sezon kończę
4.     Twój ulubiony dystans to…?
Nie mam takie dystansu, biegam na treningach różne dystanse, a jeśli chodzi o oficjalne biegi to od Maniackiej 10 do maratonów
5.     Gdybyś miał wziąć udział w ostatnim starcie w życiu to byłby to…?
Manila Filipiny to jest chyba najbardziej zwariowany maraton, albo Adelajda Australia
6.     Bliższa jest Tobie samotność długodystansowca czy wspólne bieganie dla towarzystwa?
Tak, biegam sam i rozumiem samotność długodystansowca, nie odczuwam potrzeby biegania w grupie, a już totalnie nie rozumiem jak można biegać ze słuchawkami - to dla mnie absurd, może gdy ktoś biega po ulicach, ale w terenie? Zamiast posłuchać, przyrody- ptaki, wiatr, deszcz…
7.     Ulubiona biegowa trasa treningowa?
Wielkopolski Park Narodowy, świetne ścieżki do biegania zwłaszcza, gdy jest silny wiatr i pada, można spotkać dziki, sarny, jelenia.
8.     Twoje Śniadanie Mistrzów, czyli przed startem jem….?
Mussli z jogurtem, i dwa jajka po wiedeńsku i do tego mocna herbata.
9.     Największe biegowe marzenie?
Hmm, trudne pytanie, ale chyba ultra maraton na 100 km.
10.  Inspiracja ze startów zagranicznych, którą bym chętnie wprowadził do polskich biegów to…?
Niebieska kreska na trasie wskazująca faktyczne 42,195 km i koszulki niebawełniane
11.  Twój bohater biegowy to…?
Zdecydowanie bosonogi maratończyk Bikila Abebe, już takiego drugiego takiego maratończyka nie będzie.
12.  Ulubiony gadżet biegowy (element stroju, marka sprzętu) to…?
Nie mam gadżetu, ubieram opaskę na kolano, ale czy to można nazwać gadżetem?
13.  Rytuał, talizman, czerwone gatki – czy masz taki biegowy zaklinacz, który stosujesz przed startem?
Nie jestem przesądny, więc nic takiego nie mam.
14.  Bieg, z którego jesteś najbardziej dumny to…?
Maraton wiosną 2011 we Wiedniu. Mój pierwszy wiosenny maraton, czas masakra 5:59:16.
Ale zwaliły mnie tam po 35km cztery skurcze nóg, za czwartym razem uciekłem karetce, minął mnie zegar z czasem 6:00, walczyłem by go dogonić, na 10-15 metrów przed metą piąty skurcz. No, ale dotarłem do mety, pomogła mocna głowa.
15.  Gdy nie biegam to….?
To pływam, jeżdżę na rowerze, czyli triathlon, a ostatnio latałem na fly-bordzie, extra zabawa.
16.  W pakiecie startowym znajdujesz obowiązkowe wyposażenie na trasę biegu i są to: różowe trampki, różowe podkolanówki, różowe sznurowadła, różowa koszulka i różowa czapeczka. W przynajmniej jednym musisz wystąpić i wybierasz…?
Ubieram prawie wszystko, tylko zmieniłbym sznurowadła i czapeczkę bo zbyt monotonnie w jednym kolorze.
*          *          *
Medal z Maratonu we Wiedniu
Patriota! Marek na trasie maratonu wiedeńskiego.
Marek zaraża entuzjazmem nie tylko do biegania, ale i do kibicowania!
Zwycięzca!

Marek - dziękujemy za wypełnienie Kwestionariusza i do zobaczenia na Forest Run!