wtorek, 28 kwietnia 2015

8. Poznań Półmaraton - relacja z biegu w wersji duo

Mijają już ponad 2 tygodnie od 8. Poznańskiego Półmaratonu, a ja nie zmobilizowałam się wcześniej, by napisać jak się biegło.
Biegłam w wersji duo :)
A biegło się wspaniale! Brak jakiejkolwiek presji na wynik, ba - nawet na ukończenie biegu, naprawdę sprzyja temu, by w pełni delektować się tym dystansem. Sama jestem zdziwiona, że tak dobrze mi się tego dnia biegło. Ale może sekret tkwi w tym, że inaugurowałam 8 miesiąc ciąży, więc 8. Poznań Półmaraton był idealnym miejscem do świętowania tej okazji!

8. PP na 8 mc :)


A tak poważniej - jak pisałam wcześniej - miałam tylko dwa założenia: zacząć wolno i nie dać się emocjom, dzięki którym na starcie ma się odrzutowe tempo, którego jednak w drugiej połowie biegu nie da się utrzymać, co wielokrotnie kończy się wynikiem poniżej zakładanego; a po drugie - biegnę dopóki czuję się dobrze, a na jakikolwiek niepokojący sygnał schodzę z trasy i zamieniam w kibica. 

I mogę się pochwalić, bo wszystko mi tego dnia sprzyjało i zameldowałam się na linii mety z czasem 2:32:20! Utrzymałam średnie tempo biegu 7:09 min/km, czyli szybsze niż wynikało z treningów i dające spory zapas do limitu czasu. Po drodze nie doskwierało mi nic! Profilaktycznie na 10 km skorzystałam z toalety - nie umieściłabym takiej informacji w żadnej relacji z biegu, ale jak się okazuje dla biegających przyszłych mam, jest to jeden z istotniejszych mankamentów, dlatego piszę. Jest możliwy udział w biegu ulicznym bez obaw z tym związanych! Innym moim ciekawym spostrzeżeniem jest dużo mniejsze zapotrzebowanie na kalorie przy tempie biegu niższym niż nasze przeciętne startowe tempo. Zwykle na biegach od półmaratonu w górę startuję zaopatrzona w żele energetyczne, a na biegach górskich i ultra to już w ogóle nie przegapiam żadnego punktu żywieniowego i robię zawsze porządny popas. Biegnąc szybciej takie wspomaganie jest mi potrzebne. A teraz - podczas tego półmaratonu, który biegłam zdecydowanie wolniej niż zwykle, dodatkowe odżywianie okazało się zbędne. Przed 10 km zjadłam jeden żel i przez następne 2 km trochę mi ciążył i doskwierał pełniejszy żołądek. A że nie czułam żadnego spadku mocy, odcięcia sił czy też innych oznak wyczerpania, więcej się już nie skusiłam na żadne jedzenie. Piłam również mniej niż zwykle, ale po prostu nie czułam takiej potrzeby. Biegi miejskie mają to do siebie, że punkty regeneracyjne rozstawione są bardzo często (co 5 km), więc w większości przypadków nie ma obawy, że się odwodnimy lub zabraknie nam paliwa. Na trasie jest również mnóstwo życzliwych kibiców, którzy często sami oferują wodę lub izotoniki.

A jeśli o kibicach mowa to uważam, że w tym roku przeszli samych siebie! Biegnąc w zasadzie na końcu stawki miałam okazję podziwiać ich determinację w dopingowaniu tych, którzy nie mkną spektakularnie z oszałamiającą prędkością, a często przechodzą do marszu, zwalniają tempo lub walczą z głową, by nie zejść z trasy. Wtedy doping jest najbardziej potrzebny i poznańscy kibice spisali się rewelacyjnie. Na żadnym biegu nie usłyszałam tylu pozytywnych słów wsparcia i zagrzewających do biegu. Oklaski i okrzyki towarzyszyły nie tylko elicie, ale i tym, którzy biegają wolniej. Niesamowite było również poprzyglądać się innym biegaczom, na co nie zawsze się ma ochotę lub czas, kiedy biegnie się na życiówkę. Wtedy człowiek koncentruje się na sobie i swoim biegu, nie zauważając tej wspaniałej oprawy. Bardzo się cieszę, że pobiegłam teraz tak 'niezobowiązująco', bo właśnie dzięki temu mogłam spokojnie porozmawiać z innymi biegaczami, odwzajemniać uśmiechy kibiców i w pełni delektować się tą atmosferą. To jest cały urok biegów ulicznych!

Co ciekawe - mimo że biegłam ten półmaraton najdłużej w porównaniu z poprzednimi, to czas minął mi o wiele szybciej i nie miałam poczucia, że biegnę ponad 2,5 godz. Z pewnością jest w tym też zasługa mojego zająca, z którym całą druga połowę biegu sobie przyjemnie rozmawialiśmy wymieniając biegowe spostrzeżenia.
Szczęśliwa na mecie
Wielkim wsparciem, jak zawsze, byli moi Przyjaciele, których nie zabrakło i tego dnia. Mimo, że tym razem musieli na mnie dłużej czekać, na dodatek w dość wietrznej aurze. Dziękuję! 

Na koniec z uporem maniaka napiszę, że bieganie naprawdę nie ciąży, nawet w 8. miesiącu ciąży! Pod warunkiem, że... czujemy się z tym komfortowo. I psychicznie, i fizycznie. Nie będę nikogo namawiała, do biegania wbrew sobie. Uważam natomiast, że wbrew powszechnej opinii - taka aktywność zdrowej kobiecie nie szkodzi. Niektórzy pytali: "co na to lekarz?". Niestety, nie spotkałam do tej pory lekarza (ginekologa), którzy miałby naukową wiedzę i doświadczenie w tym zakresie, by się wypowiadać. Mam natomiast szczęście, że moim partnerem jest lekarz (internista), który profilaktykę przedkłada nad leczenie objawów i zamiast powtarzać teorie sprzed 30 lat i starsze, wnikliwie analizuje aktualne zalecenia WHO i dzisiejszy stan wiedzy, i... sam mi w tym bieganiu towarzyszy! 

Rodzina w komplecie: Grzegorz, Ania i Bruno :)

 To miał być ostatni mój start w zawodach przed narodzinami Bruna, ale... nie mogłam się powstrzymać (mój wewnętrzny biegacz też nie!), więc do zobaczenia w niedzielę na Wings For Life World Run. Biegniemy w rodzinnym komplecie!

Do zobaczenia!

Ania









1 komentarz:

Co Ty na to? Podziel się z nami!