czwartek, 19 marca 2015

Trening biegowy z dzieckiem

Od porodu minęło ponad 6 tygodni. Rozochocona bardzo dobrym samopoczuciem podczas ćwiczeń aerobowych i ładnie gojącą się blizną wybrałam się po raz pierwszy na aerobik, żeby poćwiczyć brzuch, bo nie wygląda jeszcze jak przed ciążą. Jako, że było to moje pierwsze samotne wyjście na ćwiczenia (chodzi mi o brak małego ssaka), wybrałam najbliżej położony domu klub fitness. Zamysł był taki, że w trakcie kiedy ja będę oddawała się zbiorowemu poceniu, Ala będzie biegała z tatą. Padło na zajęcia o nazwie "płaski brzuch". To był zły pomysł. Mięśnie jeszcze nie były gotowe na 50 minutową miazgę, a ja głupol, nie odpuszczałam, czego skutkiem był ból w okolicach blizny tuż po zajęciach. Na szczęście nic się nie stało i już następnego dnia dyskomfort minął. Powtórzę to raz jeszcze - było za wcześnie na takie obciążenia.

No i co w związku z tym? Ano to, że pozostaje mi bieganie. Raczej nie jest to zła wiadomość biorąc pod uwagę, że w planach Półmaraton Poznański (o ile jakimś cudem uda mi się zdobyć pakiet) i Chyża Durbaszka, czyli 20 km podczas festiwalu biegowego w Szczawnicy.

I tak byłam dziś pobiegać nad Maltą. Dopracowałam organizację związaną z Alą - karmienie "pod korek", odbijanie, przewijanie, usypianie, trening, jazda do domu. Powiem tak... było prawie idealnie. Zabrakło karmienia i usypiania po treningu, w związku z czym po drodze do domu musiałam zatrzymać się na mleczny piknik. Ale to nic wobec tego, że Ala dała mi przebiec ponad 10 km.

Teraz do konkretów. Przede mną dwie połówki, w czym jedna górska. Trzeba brać się do pracy, żeby nie było wstydu. Plan jest prosty. Wrócić do tempa 5:00/km. Czy się uda? Zobaczymy. Czasu jest mało.

Dziś jak już pisałam 10,6 km w tempie 5:45-5:30 min/km. Według moich obliczeń pierwsze kółko (5,3 km) pobiegłam wolniej - 5:45 min/km, przy czym ostatnie 300 m poświęciłam na skipy - 50 m skip A (wysokie unoszenie kolan), następnie 50 m skip C (pięty o pośladki) i tak na zmianę. Drugie kółko szybciej, od połowy trochę ze względu na świetną muzykę w jednym uchu, a postękiwania Ali w drugim, zaliczyłabym to jako bieg z narastającą prędkością. Średnie tempo ok. 5:15 min/km.



Gdyby mój szanowany małżonek nie traktował Garmina jako zegarka idealnego do pracy biurowej miałabym pełen obraz treningu. Może następnym razem będzie mi dane użyć tego cacka.

Chciałabym, żeby kolejne treningi wyglądały podobnie, ze szczególnym uwzględnieniem skipów albo alternatywnie podbiegów. Ostatni miesiąc nauczył mnie jednak, że nie zawsze da się wszystko zaplanować... Ale NIE PODDAJEMY SIĘ tak łatwo :-)

Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co Ty na to? Podziel się z nami!