poniedziałek, 5 maja 2014

KONKURS Wings for Life World Run

W poprzednim poście opowiadałam Wam o biegu charytatywnym, który odbył się 04 maja 2014 r. w Poznaniu i wielu innych miastach na całym świecie. Biegi na każdej z 34 trasach wystartowały w tym samym czasie. W Poznaniu bieg wystartował w samo południe, w Londynie o godz. 11.00 czasu lokalnego, w Berlinie również o godz. 12.00 czasu lokalnego. W New Jersey biegacze musieli bardzo wcześnie wstać, bo startowali o godz. 5.00 rano, na Tajwanie natomiast o godz. 18.00. Całość wpływów z biegów m.in. z opłat startowych (w Polsce to kwota 120 zł od każdego biegacza), przeznaczone zostanie na fundację Wings for Life, która finansuje badania nad sposobami leczenia uszkodzeń rdzenia kręgowego.


Szczerze mówiąc zastanawiałam się na jaki wynik biec. Jako, że dawno nie biegałam po asfalcie nie wiedziałam jakie tempo obrać. Obstawiałam czas od 6:00 min/km po 5:30 min/km. Tak bezpiecznie, żeby to było przyjemne niedzielne wybieganie. Nieśmiało myślałam o dystansie półmaratonu ale gdybym przebiegła 15 km, też byłabym bardzo zadowolona.

Po zapisaniu się na bieg dołączyłam do fanpage'u Wings for Life World Run. Trzeba przyznać, że dzięki temu docierało do mnie mnóstwo przydatnych informacji. Kiedy odebrać pakiet (sobota do 18:00, niedziela – dzień biegu - do 10:30), w jakiej strefie startowej stanąć, itp. Oczywiście wszystkie te informacje można było znaleźć w regulaminie, jednak organizatorzy przypominali o tym jeszcze za pośrednictwem facebooka. W związku z tym, że nie było mnie w weekend w domu (treningowo przypominałam sobie jak ciężka jest trasa Chojnik Maratonu – oj ciężka :/), i nie miałam dostępu do internetu, informacja o obowiązku jak najszybszego pojawienia się w biurze zawodów w celu odbioru pakietu trochę mnie zestresowała. Organizatorzy ostrzegali, że niewielu biegaczy odebrało w sobotę pakiety, stąd przewidują gigantyczne kolejki w niedzielę i by ich uniknąć radzili pojawić się jak najwcześniej. Jako, że należę do usłuchanych biegaczek, po pakiet byłam już o 9:40. Przypominam, że startowaliśmy o 12:00. Wiem, wiem... trochę przesadziłam ;) Ale dzięki temu odebrałam spokojnie pakiet, przebrałam się, przypięłam numer, upolowałam kilka gwiazd, z którymi wymieniłam uwagi na temat biegu i spokojnie udałam się na miejsce zbiórki teamu, w którego barwach wystąpiłam.



Przy okazji byłam świadkiem ciekawej sytuacji. Do biura zawodów przyszedł mężczyzna z synem, który na moje oko miał ok. 14 lat. Mężczyzna grzecznie zapytał czy syn może wystartować. Chciał biec z synem, w tempie młodego i powoływał się na bieg w szczytnym celu, i to że chciałby pokazać synowi jak fajne jest bieganie. Przekonywał że bierze pełną odpowiedzialność za syna, że sam, jak to ujął, jest medykiem ;) i się nim zaopiekuje. Niestety - w regulaminie znajdował się punkt, który mówił, że wszyscy uczestnicy najpóźniej w dniu biegu muszą mieć ukończone 18 lat. Chłopak nie mógł biec. Nie wiem czy jego tata pobiegł, nie chciałam już dłużej podsłuchiwać. Zastanawia mnie tylko czy tak jak w przypadku wielu innych biegów w tym wypadku nie powinno było wystarczyć oświadczenie rodzica o zgodzie na udział w biegu swojego dziecka. Bo szczerze mówiąc, nie wiem jak to się ma do krzewienia biegania jako najprostszej formy ruchu wśród dzieci i młodzieży? Nie wiem co o tym sądzić...



Wracając do biegu – wystartowaliśmy punktualnie o 12.00. Pierwsze kilometry bardzo delikatnie, towarzysko, kontrolując jednak jednym okiem jak biegnie mój dyrektor (a trzeba przyznać, że jest wytrawnym biegaczem i jak się również okazało – triatlonistą).



Kilometry mijały błyskawicznie. Nie wzięłam żadnego super-hiper sprzętu pomiarowego, tylko stoper, który jak zawsze włączyłam trochę za późno. Dlatego nie wiedziałam jak szybko biegnę. Wstyd przyznać ale dopiero na 9 kilometrze zobaczyłam oznaczenie kilometrów, wcześniej przez tłok mi to umknęło. Brzmię jak jakaś sierota... a na prawdę nie zawsze taka jestem.

Nie uważam, żeby trasa była wymagająca. Nie było jakiś koszących podbiegów.



Ostatecznie samochód złapał mnie na 23,56 kilometrze. Jestem zadowolona z wyniku. Zawsze jest jednak „ale”, bo czuję, że mogłabym szybciej. W przyszłym roku minimum 25 km.

O tak! Zdecydowanie chcę biec za rok. W tym nie musiałam płacić 120 zł opłaty startowej. Dzięki spółce, w której pracuje, start kosztował mnie tylko trochę wysiłku. W przyszłym, nawet jeśli firma nie zafunduje pracownikom startu, co nota bene uważam za świetny pomysł promocji zarówno marki, jak i aktywnego spędzania czasu wolnego, chcę móc powiedzieć, że dołożyłam cegiełkę do tej wspaniałej akcji.

Z ważnych informacji – w Poznaniu wśród kobiet triumfowała Aga Gołąb po przebiegnięciu 38,8 km, a wśród mężczyzn Grzegorz Urbańczyk, złapany na 49 kilometrze. Jeśli to nie robi na Was wrażenia, co powiecie na 78,57 km Lemawork Ketema (ETH) i 54,79 km przebiegnięte przez Elise Selvikvag Molvik (NOR)? Dla mnie to istne szaleństwo!

A teraz mam dla Was konkurs. Nagradzam pierwsze trzy osoby, które prawidłowo odpowiedzą na poniższe pytania koszulkami technicznymi do biegania:
  1. W teamie jakiej spółki startowałam i reprezentowałam?
  2. Jak nazywają się osoby znajdujące się koło mnie na zamieszczonych w poście zdjęciach? (imiona i nazwiska)
Odpowiedzi kierujcie na adres mailowy: biegaczki@gmail.com wraz z informacją pod jaki adres wysłać koszulkę i jaki rozmiar koszulki nosicie.

Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co Ty na to? Podziel się z nami!