Zapisywałam się na Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich z drżącym sercem. Bałam się trochę o siebie, bo dawno nie biegałam niczego powyżej półmaratonu, a czekało na mnie 65 km, które w rzeczywistości okazało się 68 km, ale przede wszystkim bałam się o Alę. Od lutego funkcjonujemy jak naczynia połączone, a dystans jaki planowałam przebiec to przy mojej dobrej dyspozycji około 9 godzin biegu. Dla Ali plującej smoczkami i mającej odruch wymiotny na smak modyfikowanego mleka to około 9 godzin głodówki. Sami więc rozumiecie, że stresik przed startem był.
Okazało się, że niepotrzebnie.
Po pierwsze przygotowałam trochę swojego mleka (dziękuję Aniu za wsparcie techniczne), butelkę z wodą i modyfikowane mleko.
Po drugie całkiem dobrze przyłożyłam się do treningu podczas wakacyjnego pobytu w Szczawnicy.
A po trzecie, najważniejsze, Alina ma fantastycznego tatę, który dał radę!
To od początku.
Ze względu na fakt, że moja latorośl nie lubi mleka z proszku, postanowiłam, że pomaltretuję się laktatorem i odciągnę ze 2-3 butelki mleka o pojemności 125 ml. I o ile w domu to się udawało (tak, robiłam próbę), to w przeddzień startu, jakby źródełko wyschło. Kiedy Mała piła z piersi było ok, ale kiedy przystawiałam laktator, nic nie leciało. Może spowodował to stres, może zmiana miejsca pobytu... Nie wiem. Udało się uzbierać jedną butelkę mojego mleka, resztę diety musiało stanowić mleko z proszku i woda.
Jeszcze na linii startu próbowałam wcisnąć coś w Alę ale jak tu jeść kiedy dookoła tylu kolorowych biegaczy, z głośników leci "Mam tę moc" z Krainy Lodu przy której mimowolnie karmiącej podrygiwała noga.
Bezcenne było zdziwienie innych biegaczy kiedy po tym jak widzieli mnie karmiącą ujrzeli mnie na linii startu :) "To pani karmiła przed chwilą, a teraz biegnie"? "Tak." "A co z dzieckiem?" "Dziecko ma tatusia. Bardzo dzielnego tatusia".
Powiedziałabym, że dzielnego i obrotnego. Bo z tego co opowiadał, to za wiele się Alą nie zajmował. Co rusz znajdowała się jakaś chętna do pomocy ciocia. Nie ma jak podryw na dziecko...
A przechodząc do samego biegu...
Start odbył się o 6:00. Na termometrze jedyne 23 stopnie. W najgorętszym momencie biegu zegarek wskazał 32 stopnie. Jako biegaczka-wielbłąd, która raczej bierze łyka izo na punkcie i popija go łykiem wody, bilans płynno-wodny oceniam na bardzo wysoki. Podczas biegu wypiłam w sumie 2 bukłaki wody o pojemności 1,5 l (pierwszy - woda, cytryna, cukier i szczypta soli. Drugi - woda i izo). Na każdym z 5 punktów wypiłam też po kubku coli i na każdym z punktów napełniałam bidon wodą, by móc się nią polewać (głowa i kark).
Jeśli chodzi o jedzenie - dwa batony energetyczne i około trzech paczek ciasteczek bebe serwowanych na punktach.
Trasa z mojego punktu widzenia nie była trudna technicznie. Nie było miejsc niebezpiecznych czy zaskakujących. Przy odpowiednim skupieniu nie było mowy o kontuzji. Moim zdaniem krynicka sześćdziesiątka wygrywa z trasą w Lądku. Jak dla mnie jest bardziej urokliwa. Mniej biega się tam po asfalcie. Podczas sobotniego biegu miałam chwile, kiedy żałowałam, że nie założyłam moich asfaltówek.
Od startu w Szczawnicy, o którym pisałam
tutaj popracowałam nad podbiegami. Zdecydowanie było warto. Trening z obciążeniem (Alą) przyniósł efekt. Miałam jednak problem ze zbieganiem. Nie umiałam swobodnie puścić się na trudniejszych fragmentach. Teraz trzeba wrócić i popracować nad zbiegami :-D
Generalnie trasę pokonałam zgodnie z planem - odcinki płaskie i zbiegi biegłam, a podbiegi pokonywałam szybkim marszem. Nie dałam ponieść się tłumowi na początku, dzięki czemu nie było kryzysu w trakcie. Skrzydeł dodał mi bufet w Złotym Stoku, gdzie spotkałam się z Mateuszem i Alą. A raczej z Mateuszem, bo Alą opiekowała się jakaś "ciocia" ;-)
Na mecie zameldowałam się po 9 godzinach i 55 minutach. To dłużej niż planowałam ale przy tej temperaturze to i tak nieźle, że dobiegłam. Na mojej trasie na 160 osób startujących, bieg ukończyło 118 osób w tym 20 kobiet.
W klasyfikacji kobiet dało mi to 6 miejsce, a w kategorii kobiet do 30 lat trzeci stopień na podium.
Na linii mety przywitali mnie uśmiechnięta Ala z Mateuszem i przyjaciele, którzy dzielnie walczyli na trasie Złotego Półmaratonu.
Ogłaszam sezon ultra 2015 za rozpoczęty!
Ola